Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Dwugłos: „Bogowie”

Dwugłos /

Bartek Przybyszewski: Dwugłos rozpocznijmy niezobowiązującym żartem. Słyszałem, że NIE MASZ SERCA dla filmu o Zbigniewie Relidze!

Jakub „Dem” Dębski: Widzę, że zaczynamy z klasą. Rozumiem, że chciałeś opowiedzieć słaby dowcip, ale to sformułowanie nie jest nawet poprawne. Podobnie jak najnowsza produkcja Łukasza Palkowskiego.

BP: Czemu tak uważasz?

JD: Widzisz, największa trudność, jaką dobry biopic (czyli film biograficzny) musi pokonać, to swoja własna natura. Tego rodzaju produkcje zawsze pokazują nam tylko ważnego człowieka – oddają hołd, skupiają się na najlepszych stronach. Bogowie nie są wyjątkiem. Tytuł próbuje nam powiedzieć coś innego niż film, który jasno daje do zrozumienia, że Bóg był tylko jeden. I był nim Zbigniew Religa. Człowiek niezłomnie walczący o to, w co wierzy, na przekór systemowi pełnemu niedowiarków i konformistów.

Każda minuta filmu ma na celu sprawić, że będziemy bardziej lubić głównego bohatera. Dotyczy to także scen, które mają nam pokazywać Religę jako niedoskonałego człowieka. Bucowatość kardiochirurga rodzi sympatię, gdyż jego gołębie serce nie jest żadną tajemnicą. Kiedy traci temperament czy niszczy mienie, to wiemy, że to z bezsilności, bo źli ludzie nie pozwalają mu rozwijać medycyny i uratować więcej żyć. Dopiero pod sam koniec faktycznie coś się zmienia. Niestety zmiana ta budzi tylko przemyślenia dotyczące metod działania bohatera.

BP: Nie dziwię się, że Bogowie ci nie podeszli, skoro w pierwszej kolejności odrzucasz konwencję gatunkową. Bo scenariusz filmu Palkowskiego trzyma się jej kurczowo i ani na krok nie odstępuje od rządzących nią reguł.

Nie przeszkadza mi „składanie hołdu” głównemu bohaterowi, jeśli przy okazji dostajemy mocną, a zarazem lekko opowiedzianą historię. Boże – wreszcie w Polsce powstał strawny, bezpretensjonalny film głównonurtowy. Taki dla babci i dla wnuczka. Taki, który bez zgrzytu obejrzy i profesor z uniwersytetu, i rencista z wykształceniem podstawowym. Kiedy ostatnio mogłem coś takiego powiedzieć w kontekście polskiego filmu? Nie pamiętam. Może przy Symetrii albo Rewersie? Nie no, chyba jednak przy Symetrii.

Oczywiście nie twierdzę, że dzieło Palkowskiego jest dobre tylko dlatego, że to rodzima produkcja i udała się „jak na polski film”. Bogowie mi się podobali, bo doceniam dobre rzemiosło i sprawnie opowiedziane, uniwersalne historie.

Tytułu nie odnosiłbym jedynie do Religi. Mamy tu wszak bohatera zbiorowego – cała ekipa pracująca w zabrzańskiej klinice to klasyczna banda outsiderów szukających swojego miejsca lub chcących uczestniczyć w jakiejś rewolucji. Zresztą, mamy tu przykład dobrze „rozpisanej” ekipy, którą się lubi i której bez trudu się kibicuje. Czy dotyczy to wytapirowanych dziewuch ze szkoły pielęgniarskiej, czy młodych i jeszcze nie zepsutych lekarzy-idealistów.

W przeciwieństwie do ciebie dostrzegam bruzdy na filmowym wizerunku Religi. Największą są bez wątpienia jego relacje z żoną, którą lekarz stawia przed binarnym wyborem: albo dostosujesz się do mnie i do moich wyborów, albo możesz sobie iść. A że i tu możemy wytłumaczyć to zachowanie „wyższym celem”? Niczego to nie zmienia. Religa przymusza swoją żonę do całkowitego wyzbycia się autonomii i żąda, aby wiernie za nim podążała. That’s pretty cold, man.

JD: Zimne to to jest tylko na papierze, bo w Bogach przerobiono to na scenki o determinacji, punkt widzenia żony zupełnie zignorowano. Gdyby skupić się bardziej na jej postaci, może otrzymalibyśmy trochę solidnej dramaturgii. W obecnej formie brak tu jakiegokolwiek rozwoju wewnętrznego.

I w sumie właśnie przez brak chęci do kopania głębiej, obraz jest taki lekki i niegroźny. Wyraźny podział na dobrych i złych lekarzy, poczciwy acz surowy mentor – wszystko zrozumiałe. Problem w tym, jakimi metodami uzyskuje się taki produkt (bo trudno mi nazwać Bogów czymś więcej). To jest zlepek rzeczy, które ludzie kochają. To świadome tłumienie ciekawych wątków i pytań na rzecz niesienia przeciętnemu widzowi radochy.

BP: Nie było potrzeby skupiać się na punkcie widzenia żony, bo to nie film o relacjach małżeńskich. Te relacje stanowią tu jedynie narzędzie do ukazania uporu doktora. Naprawdę potrzebujesz szerszego rozpisania wątku Religowej, żeby postawić się na jej miejscu i stwierdzić, że z jej punktu widzenia z tego jej męża jest jednak kawał bydlaka? Bogowie opowiadają między innymi o dochodzeniu po trupach do celu. W tym przypadku Religa podąża za swoimi ambicjami, po truchle swojego małżeństwa.

Ja się oczywiście zgadzam, że to wszystko jest naskórkowe i lekko potraktowane, a budowanie zabrzańskiej kliniki z całą pewnością nie wyglądało tak jak w filmie. Potrafię się jednak takim kinem cieszyć, pod warunkiem, że jest dobrze napisane. A Bogowie – nie licząc kilku zgrzytów – są wzorcowym mainstreamowym obrazem. Żadne tam kino artystyczne czy autorskie. To po prostu świetny film rozrywkowy.

JD: Zgodziłbym się z tym chętnie, ale zgrzyty są dla mnie zbyt wielkie. Fakt, że Bogowie to rozrywka – ale rozrywka bardzo tania, do tego często udająca, że ma coś ważnego do powiedzenia.

– Transplantacja serca jest bardzo droga! Za jej cenę możemy uratować dwóch innych pacjentów – tłumaczy jeden z lekarzy w starym szpitalu.

– Powinniśmy ratować wszystkich – odpowiada Religa. Bum, bohater wygrywa kolejną dyskusję.

Historia po prostu sobie płynie – kardiochirurgowi nic nie staje na przeszkodzie na dłużej niż kilka scen. Przez to nabieramy wrażenia, że w zasadzie każdy pokonywany mur jest zrobiony ze styropianu, co potrafi sfrustrować. Niepotrzebnie stłumiono więc różne ciekawe wątki, które mogłyby zmienić to wrażenie. Bo to, co zostało, to cienie konfliktów.

Pierwszy wróg w filmie, który może się mierzyć z Religą, to sam Religa. Wtedy obraz moim zdaniem najbardziej zyskuje, nagle faktycznie zaczynał mnie interesować. Szkoda, że stało się to tak późno.

BP: Mówisz o scenach ukazujących jego alkoholizm? Dla mnie to był jeden z dwóch wyraźnych zgrzytów.

Sceny picia to marnie zmontowany i wyzuty z emocji teledysk, który chciałoby się przewinąć, bo wiadomo, że za 34 minuty Religa i tak wyjdzie na prostą. Alkoholizm nie działa też jako pointa relacji z żoną – a temu to przecież miało służyć.

Drugim zgrzytem jest scena, w której Religa pomaga pacjentowi na ulicy, bo „akurat przechodził”. Przeszarżowany moment. Chyba że taka sytuacja naprawdę się wydarzyła, co jest jakoś tam możliwe.

Nie zgadzam się jednak z tym, że historia nie angażuje, bo problemy Religi nie są realnymi problemami. W pewnym momencie główną osią fabularną stają się kolejne nieudane podejścia do transplantacji serca. Dramat, rezygnacja, pytania o sens tego wszystkiego – to wszystko wyszło świetnie. Nawet pomimo tego, że wiedziałem, że w końcu uda się Relidze to serce przeszczepić.

Skoro ja powiedziałem, co mi się w Bogach nie podobało, jestem ciekaw, co tobie w filmie Palkowskiego podeszło.

JD: Właśnie ta walka Religi z samym sobą. I nie, nie mówię tu o tych scenach dotyczących alkoholizmu – to kolejna rzecz, do której można się przyczepić. Podobało mi się, że im więcej porażek odnosił, tym bardziej parł jak czołg przed siebie, przez co tracił jakikolwiek dystans. I nie mówię tu o konkretnych scenach, a o powolnym przejściu od walki z czynnikami zewnętrznymi do bitwy z samym sobą, próby osiągnięcia celu nim zeżrą cię twoje własne wątpliwości.

Poza tym, jeśli chodzi o pozytywy, mogę przytaknąć wielu punktom z twojej listy, którą miesiąc temu opublikowałeś na facebooku – jak na przykład temu, że PRL jest sam w sobie ciekawym czasem akcji i mimo że Religa ma problemy z systemem, to Bogowie nie sięgają po tematykę znaną z kina moralnego niepokoju. Czy temu, jak ładnie wyglądają te wszystkie wnętrzności krojonych pacjentów. Piękne, piękne wnętrzności – i to nie tylko na zbliżeniach, ale też czasem w szerszych kadrach.

W ogóle ta twoja lista narobiła mi mnóstwo nadziei. Po prostu mi chyba przehajpowałeś ten film.

BP: Hajpowałem, bo chciałbym, żeby więcej takiego bezpretensjonalnego kina u nas powstawało. Cierpimy na niedobór dobrego, niezobowiązującego mainstreamu. Dlatego cieszę się, że Palkowski nakręcił Bogów.

JD: Ja bym chciał, żeby ten mainstream przestał robić filmy o wielkich Polakach i wielkich wydarzeniach z historii Polski. Chciałbym też mieć milion złotych i gadającego szympansa.

Bartek Przybyszewski

(ur. 1987) – wchłania sporo popkultury, przede wszystkim w postaci komiksów (głównie europejskich), filmów (głównie amerykańskich) i płyt (głównie niepolskich). W wolnych chwilach pisze i rysuje komiksy. Admin fanpage’a Liczne rany kłute. Parę lat temu zrobił licencjat z andragogiki i nie chce mu się robić magistra.