Sierpień
Opowiadanie ma konwencję wspomnień z dzieciństwa, na które składają się trzy odrębne od siebie części, powiązane natomiast przez pierwszoosobowego narratora.
Pierwsza część dotyczy regularnych wyjazdów ojca narratora „do wód”. Co roku w lipcu Jakub wyjeżdżał do uzdrowiska. Bohater-narrator w tym czasie spędzał część swoich wakacji z matką i starszym bratem. Towarzyszyła im także służąca Adela. Mieszkali wtedy w kamienicy na rynku, na pierwszym piętrze, zajmując duże, ale ciemne mieszkanie. W wypowiedziach bohatera jednym ze stale powtarzających się motywów są sobotnie spacery z matką po ulicach miasteczka, zakurzonym, ale i zalanym słońcem rynku. Bohater wspomina, że spacerując, kierowali się zawsze w stronę przedmieść. Tutaj znajdowały się bowiem domy z zielonymi ogródkami, które sprawiały, że okolica bardziej przypominała wieś niż miasto. Istotnym elementem wspomnień bohatera są także powroty służącej – Adeli, która regularnie wychodziła na zakupy i zaopatrywała dom w potrzebne artykuły.
Druga część opowiadania przyjmuje formę relacji unaoczniającej, ponieważ bohater skupia się na obserwacji parkanu, za którym znajduje się śmietnik z rosnącym dziko bodiakiem (ostem). Jest sierpień, cały zachwaszczony teren zalewa gorące słońce. Bohater skupiony jest przede wszystkim na jednej postaci. Tutaj to bowiem mieszka Tłuja – określona przez narratora jako „skretyniała dziewczyna”. Widzimy ją, jak siedzi na starym łóżku, a zewsząd otacza ją rój much. Dziewczyna raz siedzi na łóżku, raz drzemie, raz mówi coś półgłosem. Czasami wszystko przerywają jej dzikie okrzyki. Tłuja na tle bujnej roślinności zostaje przez narratora podniesiona do obrazu pogańskiego bożka. Dziewczyna symbolizuje istotę czystej biologii. Przedstawiona zostaje jako mająca zdolność do nieustannego odradzania się. Bohater wspomina także jej matkę Maryśkę, kobietę „żółtą jak szafran”, „bladą jak opłatek”, która pracowała przy szorowaniu podłóg u innych gospodyń.
W trzeciej części opowiadania narrator wspomina wizytę w jednym z domów na przedmieściu. Mieszkała tutaj bowiem ciotka bohatera – Agata. Dużo uwagi poświęca się jej charakterystyce – kobiety wielkiej, bujnej, z okrągłym ciałem, które wzbogacają piegi. Agata wydawała się kobietą pełną energii witalnej, wręcz stworzoną do rodzenia dzieci. Mężem Agaty był wuj Marek – mężczyzna w pełni poddany swojej małżonce i przez nią zdominowany, co znajdowało wyraz także w jego fizjonomii: był mały, zgarbiony, a jego twarz zdawała się „wyjałowiona z płci”. Uwagę narratora przyciąga także córka tej pary – Łucja. Młoda, dorastająca dziewczyna. Bohater był jednak przede wszystkim zainteresowany kuzynem Emilem, który przypominał mistrza sztuk karcianych i wnosił ze sobą zapach jakichś odległych krajów. Mężczyzna wiódł kiedyś bardzo burzliwe życie, którego wspomnienia odcisnęły się na jego twarzy.
Można było odnieść wrażenie, że mieszkańcy tego domu żyli zupełnie na uboczu, nie tylko w sensie przestrzennym zamieszkiwania na przedmieściach, lecz także we „własnym odrębnym czasie”.
Kiedy bohater był już bardzo znudzony opowieściami ciotki, na szczęście pojawił się kuzyn Emil, zawołał go do drugiego pokoju, gdzie pokazywał mu zdjęcia aktów miłosnych, wprowadzając tym samym młodego chłopca w świat erotyki.
Nawiedzenie
1
Narrator zwraca uwagę, że tego roku zima przyszła wyjątkowo wcześnie. Miasto jednak już wcześniej zatopiło się w typowo prowincjonalnej szarości. Ciemne domy były tak podobne do siebie, że nietrudno było się pomylić i zagubić w ich plątaninie. Mieszkanie rodziny bohatera także nie prezentowało się lepiej, ponieważ matka nie przykładała wagi do jego wyglądu, a Adela była po prostu niedbała. Mieszkanie – jak opisuje je narrator – miało nieokreśloną liczbą pokoi. Nieokreślona była też więc liczba lokatorów. Oprócz rodziny mieszkali tutaj bowiem także subiekci.
Był to czas, kiedy ojciec coraz poważniej podupadał już na zdrowiu, budząc ich często ze snu swoimi krzykami. Coraz częściej zdarzały się dni, kiedy musiał zostawać w łóżku na całe dnie. Nie oznaczało to jednak, że porzucił zainteresowanie sklepem. Cały czas kontrolował, co się działo na dole. Życzył sobie, aby przynoszono mu księgi handlowe, które uważnie przeglądał w pokoju. Niestety oznaczało to często również kłótnie z matką, której wyrzucał, że prowadzi rachunki w sposób niedbały i niedokładny. Źródłem jego cierpień bardziej niż ciało był jednak umysł. Bohater-narrator wyraźnie komentuje, że choroba miała charakter raczej psychiczny niż fizyczny, a ojciec coraz częściej zamykał się w sobie, nie dopuszczając nikogo do siebie. Narrator wspomina czające się w mieszkaniu karakany, które miały symbolizować niepokoje ojca, zagrożenia, z którymi walczył i jego trudne przeżycia. Starał się walczyć z nimi przez pracę, ale ostatecznie strategia ta nie przyniosła oczekiwanego rezultatu.
Niestety ojciec tłumił także wzbierającą w nim agresję, gniew, złość. Pewnej nocy, bohater wybudzony ze snu, usłyszał krzyki ojca. Okazało się, że ten rozmawia z Bogiem, a raczej kłóci się z nim, tocząc walkę podobną do tej prowadzonej przez biblijnego Jakuba. Wspomnienia narratora to połączenie patetycznej wizji starotestamentowego proroka i codzienności ojca, wylewającego zawartość nocnika prosto w okno.
2
Bohater wspomina, że ojciec dużo i gwałtownie rozmawiał ze samym sobą. Prowadził niekończące się spory i dyskusje. W pewnym momencie się jednak uspokoił, wyciszył i na nowo zainteresował skrupulatną, ale i cichą pracą przy księgach rachunkowych sklepu. Potem jednak okazało się, że pracę tę wykonywał jedynie pozornie, bo tak naprawdę wyklejał księgi kolorowymi naklejkami. Potem było już tylko gorzej. Coraz częściej ginął w zakamarkach mieszkania. Znikał w przestronnej przestrzeni, żyjąc w świecie, który sam stworzył. Z czasem domownicy zaakceptowali jego niecodzienny sposób bycia, pozwalając mu żyć tak, jak tego chciał. Ojciec coraz bardziej „ginął” więc w świecie oderwanym od rzeczywistości swojej rodziny. Narrator komentuje, że w swoim stanie nawiedzenia ojciec przypominał mu coraz bardziej skorupę orzecha, której rozbicie jest wyjątkowo trudne. Jednocześnie podkreśla bogactwo przeżyć wewnętrznych ojca, jego naturalną kreatywność. Sygnalizuje jednocześnie, że otoczenie ojca wszystkie jego akty „kreacji” odbierało jako dziwactwa, stopniowo coraz bardziej je ignorując, a tym samym ignorując ojca, który z czasem przestał mieć dla większości jakiekolwiek znaczenie.
Ptaki
Pełnia zimy oznaczała także pełnię małomiasteczkowej nudy. Już nawet wszechobecne kolory; żółte, zrudziałe, czarne, rdzawe i zakopcone, które narrator wykorzystuje do opisu rzeczywistości, nie pozostawiają wątpliwości co do otaczającej bohaterów atmosfery. Buduje się tutaj wszechobecny nastrój marazmu, stagnacji, melancholii. Na tym tle kluczowa po raz kolejny staje się postać ojca. To czas, kiedy już nie wychodzi w ogóle z domu. Jego ostatnim zadaniem było palenie w piecu. Sprawiało mu to nawet pewną przyjemność, ponieważ często można było go przyłapać na kontemplacji płomienia w palenisku. Przyszedł jednak czas i na nową pasję. Okazały się nią zwierzęta.
Ojciec nowe hobby rozpoczął już dość nietypowo, sprowadzając z zagranicy zapłodnione egzotyczne ptasie jaja. Już wcześniej wykazywał pewne zainteresowanie lotem i wysokością, kiedy to korzystał z drabiny, aby zyskać „ptasią perspektywę” na rzeczywistość. Był to kolejny wyraz lekceważenia, jakim obdarzał codzienność i obowiązki pozostałych domowników. Był przekonany, że tylko on ma do rozwiązania najważniejsze tajemnice. Jedyną postacią, która wzbudzała z nim zainteresowanie, była Adela. Uwaga ta miała ewidentnie podtekst erotyczny, co sprawiało, że dziewczyna miała ogromną władzę nad ojcem.
Kiedy do mieszkania dotarły jaja, ojciec podtykał je do wysiadywania kurom, po czym przejmował pisklęta i się nimi opiekował. Wylęgały się więc kolejne ptasie monstra, w tym kondor, który przykuł szczególną uwagę ojca. Niestety to ojcowskie stadko było coraz bardziej problematyczne dla pozostałych domowników, dlatego zapadła decyzja o przeniesieniu ojca z całym dobytkiem na poddasze. Przez pierwsze kilka tygodni znikał tam właściwie na całe dnie. Kiedy jednak pewnego dnia na poddasze weszła Adela, wszystko się zmieniło. Dziewczyna przerażona smrodem, ptasimi odchodami pokrywającymi podłogę, a także rozstawionymi wszędzie różnymi sprzętami, postanowiła zakończyć ojcowski eksperyment i wygoniła ptactwo z pomocą miotły. To był ogromny cios dla ojca, ale jego słabość do Adeli uniemożliwiały mu przeciwstawienie się dziewczynie. Sam ojciec zaś coraz bardziej zaczął upodabniać się do jednego ze swoich ulubionych ptaków, a więc kondora. Stawał się tak jak on samotnikiem. Ojciec marzył o kolorowych światach, ale ten wokół niego uniemożliwiał mu przeprowadzenie tego wyjątkowego aktu kreacji.
Manekiny
Przygoda z ptakami na długi czas wpłynęła na ojca. Jeszcze mocniej zamknął się z sobie i nie spędzał czasu już z nikim z domowników. Ptasia przygoda ojca z punktu widzenia narratora była ogromną demonstracją siły fantazji, walką, jaką ojciec toczył o obecność poezji w życiu. Przy całej miłości do ojca Józio przyznawał jednak, że wszyscy domownicy byli bardzo wdzięczni Adeli za zakończenie tego kolejnego dziwactwa ojca. Brak kolorowych światów, do jakich dostęp dawały mu ptaki, sprawił jednak, że ojciec na nowo usunął się w cień.
Był samotnym królem banitą, który przesiadywał w jednym z pokojów. Pojawiał się w innych pomieszczeniach rzadko, a pokój opuszczał właściwie jedynie wtedy, kiedy nie było w domu Adeli. W domu zrobiło się więc jeszcze bardziej pusto. Marazm do tej pory przełamywał hałas ptasiej gromady. Teraz nagle nawet i ten element zginął z małomiasteczkowego życia rodziny bohatera. Trudno było jednak odnieść wrażenie, że komuś to szczególnie przeszkadza. Wszyscy domownicy weszli bez zawahania w tę atmosferę wypełnioną lenistwem. Wyjątkiem była jedynie Adela, skupiona na wykonywaniu swoich codziennych zadań.
Ojciec podczas jednej ze swoich wypraw natknął się natomiast na Poldę i Paulinę, czyli dziewczyny, które zajmowały się szyciem. Co popołudnie rozkładały one swoje przybory i rozpoczynały pracę. Ich aktywność przyciągnęła uwagę ojca. Patrzył na nie z ogromnym zainteresowaniem, były dla niego zjawiskiem, którego nie rozumiał, a które domagało się opisu. Zaczął więc od tamtej pory z nimi przesiadywać. Snuł przy nich swoje wywody, czym rozpraszał jednostajny, nudny jeszcze do niedawna czas pracy. Nie trzeba było długo czekać, aby dziewczyny zostały uwiedzione przemożną osobowością ojca.
Ojciec nie ukrywał swojej fascynacji kobietami, klęczał wręcz przed Pauliną, studiując piękno formy jej nadgarstka. Przedstawiał się kobietom jako entuzjasta formy. Niestety ponownie niszczycielką ojcowskich fantazji okazała się Adela, która dostrzegłszy klęczącego ojca, dała mu prztyczek w nos. Był to gest sygnalizujący konieczność natychmiastowego powrotu do realności. Tym razem jednak ojciec nie poddał się do końca. Zaczął wygłaszać improwizowane przemówienia, popisy oratorskie, które dać miały wyraz jego doktrynie na temat manekinów.
Traktat o manekinach
Albo wtóra księga rodzaju
Szwaczki wzbudziły w ojcu nowy przypływ entuzjazmu, który sprawił, że postanowił on podzielić się z nimi swoją wizją świata. Pojawiał się więc u szyjących dziewcząt i przedstawiał im stopniowo swoją zawiłą teorię, która nie tyle ocierała się o herezję, ile po prostu była heretycka.
Nawiązanie do Księgi Rodzaju ze Starego Testamentu, pojawiające się w podtytule, sygnalizują, że ojca zafascynował temat stworzenia. Widział go jednak zupełnie inaczej, niż przedstawiała to biblijna historia.
Ojciec uznawał bowiem, że pierwszym stworzycielem był Demiurgos, który nie zdołał zachować wyłącznie dla siebie prawa tworzenia. Zdaniem ojca prawo kreacji miała każda istota uduchowiona. Ojciec był przekonany, że każda materia ma zdolność do przechodzenia w różne formy. Czeka właściwie jedynie na sprawczą moc człowieka, który jako kreator może nadawać jej różne kształty. Cechuje ją więc uległość wobec ludzkiej woli. To przekształcenie jest zaś konieczne.
Jakub uznawał, że nawet materia nie jest do końca martwa, ponieważ posiada – choć niewykorzystywane w danym momencie, ale potencjalne – możliwości stworzenia form, które przypominałyby organizmy żywe. Oczywiście nie oznaczało to, że te formy będą istotami, ale do złudzenia mogą je przypominać. Ojciec dla siebie widział jednak inną misję. Chciał być wtórnym demiurgiem, a więc tworzyć formy niestabilne, ulotne, chwilowe, spełniające – podobnie jak manekiny – tylko jedno zadanie. W wizji ojca powstawaliby więc ludzie wyposażeni np. tylko w te kończyny, które były im niezbędne do przypisanego im, jednorazowego zadania. Tym razem to więc człowiek miał być stworzony na podobieństwo manekina, a nie odwrotnie. Była to ojcowska obrona ludzkiego aktu twórczego, który nie miał być naśladownictwem, ale prawdziwą kreacją. Sztuka jego zdaniem nie powinna mieć bowiem ambicji naśladowczych. Nie mamy dostępu do boskich aktów kreacji, trzeba więc podążać własnymi drogami. Manekiny dla ojca były podobne do kobiet. Zdanie to wzbudziło pobłażliwe spojrzenia dziewcząt, które uznały tezy ojca za wytwór jego chorej wyobraźni.
Ojciec był pochłonięty przemówieniem, trwało to jednak wyłącznie do momentu, kiedy Adela nie wysunęła spod materiału sukni swojej stopy odzianej w jedwabną, czarną pończochę. Kiedy tylko ojciec dostrzegł ten gest – zamilkł, zaczerwienił się, a wzrok utkwił w stopie. Zachowanie Adeli sprawiło, że ojciec z sekundy na sekundę stracił całą energię, wyrazistość i zapał, z którym jeszcze przed chwilą przemawiał. Usiadł sztywno, potem podniósł się w bardzo pokornej postawie, oczy miał spuszczone. Po chwili postąpił do przodu i upadł na kolana.
Traktat o manekinach
Ciąg dalszy
Kolejny wieczór oznaczał dalszą część przemowy ojca. Tego dnia przemowa rozpoczęła się od lamentu nad losem materii przepełnionej cierpieniem.
Ojciec był przekonany, że forma sprawia, że byt zyskuje status uduchowiony, a jednocześnie zyskuje własny świat przeżyć i doznań. Zdaniem ojca ból miała wywoływać w materii nieświadomość własnej istoty. Ten brak świadomości wynikał zdaniem ojca z tego, że człowiek może zrobić z materią wszystko, a ona nie może ani uświadomić sobie własnej postaci, ani też pozbyć się narzuconych jej z zewnątrz przez człowieka kształtów. Ojciec posłużył się tutaj przykładem materii, z której człowiek czyni maskę błazeńską lub wykrzywioną bólem, na którą patrząc, śmieje się z własnego dzieła. Materia jest bierna w takiej sytuacji, niezdolna do działania, a jednocześnie cierpiąca. Ojca wzruszyła myśl o uwięzionym wewnętrznym głosie materii. Uznawał, że podobnie jest w przypadku tłumu, który nie zna siebie i nawet nie zdaje sobie sprawy, że jest jakąś postacią gnębionej materii. Do tego tłumu ojciec zaliczał również swoje słuchaczki.
W tym momencie ojciec jednak, podobnie jak dzień wcześniej, zamilkł. Jego twarz była pełna emocji. Przypominał tym samym zatrzymany w ruchu półautomat. Adela podeszła do niego, ręce miała założone na biodrach. Zwróciła się do ojca, wydając bardzo dobitne polecenie. Szwaczki natychmiast spuściły oczy. Wszyscy byli jak odrętwiali, oprócz Adeli.
Traktat o manekinach
Dokończenie
Jeden z kolejnych wieczorów ojciec obrał na wznowienie swojego wywodu. Tym razem wykład dotyczył opisu pewnych form materii. Ojca interesowały formy uzyskane w procesie zawieszenia koloidów w roztworach soli kuchennej. Uznawał on, że formy te mogą imitować prymitywne zwierzęta. Nie chodziło tutaj jednak o samą powłokę i zewnętrzne podobieństwo, co możliwość podjęcia podstawowych funkcji życiowych, takich jak ruch czy oddychanie. Zdaniem ojca nie brakowało także bardziej rozbudowanych form, które mogły przyjmować wygląd podobny do wnętrz domów, starych pomieszczeń wypełnianych – w optyce ojca – uczuciami, wrażeniami, marzeniami ludzi, którzy kiedyś w nich żyli. Wywód przyjmował coraz ciekawszy kierunek. Jakub był bowiem przekonany, że meble i sprzęty przesiąkają emocjami domowników. Na poparcie swojej tezy przytoczył przykład, kiedy to jemu zdarzyło się w jednym z opuszczonych pokoi dostrzec drzewa, które ubrane były w pełnię barw fantazyjnych, rozkwitających na nich kwiatów. Już przed zmrokiem tych drzew już jednak nie było. Wszystkie te przykłady były dowodem na wielką fascynację ojca tworami bezkształtnymi, które nie przypomniały form znanych z codziennego życia, a były zdecydowanie bliższe niższym formom fauny. „Pseudofauna i flora” mogły bowiem jego zdaniem twórczo uruchamiać wyobraźnię i inspirować dalsze akty kreacji.
Kolejny wątek, jaki podjął Jakub, dotyczył prymitywnych plemion, które w ramach jednego ze swoich zwyczajów balsamowały zwłoki zmarłych, czyniąc z nich dekoracje umieszczane w domach. W końcu ojciec doszedł do opisu swojego brata, który miał w wyniku długiej choroby zamienić się w „zwój kiszek gumowych”. Obrazy robiły się coraz bardziej przerażające, makabryczne i obrzydliwe. To wszystko stało się trudne do zniesienia przez słuchaczki. Po raz kolejny zainterweniowała więc Adela, która podeszła do ojca i palcem wykonała gest przypominający łaskotanie. Ojciec bardzo się go bał, więc natychmiast wręcz zaczął się wycofywać z pokoju, a Adela podążała za nim, wyprowadzając go tym samym z przestrzeni.
Nemrod
Sierpień bohater-narrator spędził z Nemrodem – małym pieskiem, który pojawił się w mieszkaniu za sprawą starej pomywaczki. Przyniosła go do domu, ale potem zarówno ona, jak i nikt inny na nowego lokatora nie zwracał szczególnej uwagi. Poza bohaterem, który jako chłopiec bardzo żywo zainteresował się pieskiem. Stał się on dla niego niewyczerpanym źródłem badań. Chłopiec traktował zwierzę jako obiekt obserwacji, które pozwalały zobaczyć rozwój i dojrzewanie. Narrator był przekonany, że piesek i jego zachowanie to przykład na niezdolność zapełnienia pustki życia, a świat – zupełnie dla zwierzaka nowy – na początku budzi awersję i zniechęcenie, z czasem jednak prowokuje do podjęcia eksperymentu i wyzwania życia.
Nemrod z dnia na dzień coraz lepiej radził sobie z otaczającą go nową rzeczywistością, chętnie poznawał otoczenie. Ulubioną przestrzenią stała się oczywiście kuchnia. Tutaj niepodzielnie rządziła Adela, która jednak nie miała nic przeciwko psu. Nemrod podczas swoich zabaw – zdaniem narratora – odkrył, że to, co wydawało się nowe, gdzieś już istniało wcześniej. Było bowiem zakodowane gdzieś w psychice i przypisane jako określona forma zachowania w danej sytuacji. Tak było między innymi ze szczekaniem. Wcześniej Nemrod w ogóle go nie używał, a nagle, kiedy potrzebował wyrazić swoje oburzenie i nienawiść, pojawiło się naturalnie. Całą swoją istotą – prawie jak ojciec – zareagował na otaczający go świat. Obiektem, który wywołał ów głos, była karakon poruszający się po podłodze w kuchni.
Pan
Podwórko było ogrodzone parkanem. W miejscu, gdzie znajdował się wychodek, chłopcom udało się zrobić dziurę. Jedna ze spróchniałych desek ustąpiła i dzięki jej usunięciu można było się wreszcie przedostać do dzikiego sadu. Narrator wspomina, jak bardzo lubił tam chodzić. Szczególnie latem, kiedy z nieba lał się żar i można było spędzać czas, ganiając za motylami. Podczas jednego z takich właśnie dni bohater w pogoni za motylem zabrnął w gęstwinę porośniętą łopianem. W tymże łopianie w kucki siedział włóczęga, który najprawdopodobniej spełniał właśnie potrzebę fizjologiczną. Był to zaniedbany człowiek. Kiedy tylko zobaczył chłopca, najpierw wykrzywił twarz w geście bólu, ale zaraz głośno się zaśmiał, po czym odszedł. Chłopiec, zaskoczony tym nietypowym spotkaniem, stał nieruchomo, obserwując odchodzącego mężczyznę i w myślach nazywając go bożkiem starego sadu albo „Panem bez fletu”. To ostatnie określenie było oczywiście nawiązaniem do niepokojącego mistycznego Pana. Okazuje się jednak, że mitologia nie wytrzymała kontaktu z pospolitością opisywanej sytuacji. Narrator uważa, że do takich dziwnych przecięć dochodzi, kiedy czas wychodzi z ram.
Pan Karol
Opowiadanie koncentruje się na postaci Pana Karola, wuja narratora, którego żona wyjechała na wakacje razem z dziećmi. Udali się do letniska, które oddalone było godzinę drogi od miasta. Pan Karol regularnie odwiedzał rodzinę. Jeździł do nich w każde sobotnie popołudnie i wracał wieczorem. Niestety w domu czekał na niego jedynie bałagan, którego symbolem było niepościelone łóżko. Kiedy budził się kolejnego dnia, nachodziły go różnego rodzaju przemyślenia dotyczące tego, co miało go czekać. Wuj był człowiekiem po trzydziestce, który czuł, że stoi przed nim jakaś groźna przyszłość, natomiast nie potrafił jej do końca nazwać. Kalkulował ją, przeliczał, ale z pewnością się jej nie bał. Po tych powolnych przedpołudniowych rozmyślaniach przechodził po prostu do codziennej toalety, ubierał się, przygotowywał do wyjścia. Nie było to jednak typowe wyjście do pracy, a na trwające przez cały tydzień nocne hulanki, którym podczas nieobecności rodziny oddawał się wuj Karol. Wychodząc z domu, miał wrażenie, że domowe sprzęty patrzą na niego z dezaprobatą. Życie mężczyzny było niczym więcej jak wegetacją, odwróceniem się od prawdziwego losu, który gdzieś na niego czekał.
Sklepy cynamonowe
W środku zimy ojciec cały czas przebywał w świecie, do którego żaden z domowników na dobrą sprawę nie miał żadnego wstępu. Nie oznaczało to jednak, że ojciec był zupełnie nieobecny. Wręcz przeciwnie – miał wyczulony zmysł węchu i słuchu. To sprawiało, że szczególnie nocami, bardzo uważnie śledził wszelkie odgłosy, zapachy, szelesty, które wydawał z siebie stary dom. Matka nie była gotowa, aby zaakceptować tę stronę osobowości ojca, próbowała go więc za wszelką cenę oderwać od tej „innej” rzeczywistości, tajemnicy, której chciał poszukiwać w domu. Wyciągała go więc na wieczorne spacery. Pewnego dnia wpadła zaś nawet na pomysł, aby pójść wspólnie do teatru. Kiedy rodzina dotarła na miejsce, okazało się jednak, że ojciec nie wziął z domu portfela. Bohater-narrator został więc wysłany z powrotem, aby jak najszybciej przynieść potrzebne pieniądze. Liczono, że jest on w stanie zdążyć pokonać trasę przed rozpoczęciem spektaklu.
Chłopak jednak zamiast kierować się prosto do domu, a potem ponownie do teatru, dał się pokierować własnej fantazji. Zaprowadziła go ona w zupełnie inne miejsca niż dom. Zboczył z drogi, przypominając sobie o sklepach cynamonowych, które w zimową noc kusiły jeszcze bardziej. To właśnie w tych magazynach można było bowiem oglądać i najrozmaitsze egzotyczne towary. Były tutaj także przeróżne sprzęty, nie brakowało albumów i książek, słowem – było wszystko, co potrzebne dziecięcej fantazji. Bohater chciał choć na chwilę zajrzeć do tych sklepów, więc wszedł w gąszcz miejskich uliczek. Niestety pobłądził i szybko zorientował się, że zamiast stanąć pod sklepami cynamonowymi, dotarł pod budynek, którego tylna ściana przypominała miejscowe gimnazjum. Chłopiec natychmiast przypomniał sobie lekcje rysunku, w których uczestniczył. Razem z innymi chłopcami chodził wieczorami do profesora Arendta. Nie wszyscy byli zaangażowani w pracę – część chłopów spała podczas zajęć, ale byli także i tacy, którzy przy świecach próbowali uczyć się grafiki. Nie chodziło jednak wyłącznie o naukę technicznych umiejętności. U profesora można było zobaczyć dawne ryciny, które prezentowały ciekawe krajobrazy. Kiedy pojawił się w okolicy, bohater miał więc ogromną chęć wejść do pracownicy rysunku. Ruszył więc w stronę ciemnego i cichego budynku. Przemierzał ciemne korytarze, aż dotarł do sal, które – według niego – należały do dyrektora gimnazjum. Mieszkanie dyrektora zawsze go interesowało, podziwiał więc teraz piękno tej przestrzeni, po czym wyszedł z budynku na ulicę i wsiadł do dorożki. Zaskakujące było jednak to, że w tym samym czasie dorożkarz wysiadł z pojazdu, wyzywany przez innych stojących przed szynkiem dorożkarzy. Chłopiec był więc zdany na siebie. Postanowił zaufać prowadzącemu dorożkę koniowi. Ten zaś poprowadził go w stronę przedmieścia, przez ulicę, którą z każdej strony otaczały piękne ogrody. Potem ogrody zmieniły się w parki, a następnie lasy. Krajobraz wokół dynamicznie się zmieniał, a bohater podziwiał piękno otaczającej go przyrody. W końcu jednak droga zaczęła być coraz bardziej stroma, a koń grzęznął w sporych zaspach. W końcu zwierzę się zatrzymało. Chłopiec wyskoczył z dorożki i zobaczył wielką czarną ranę na brzuchu konia. Ten sekundę później zaczął dynamicznie maleć, aż w końcu osiągnął rozmiar drewnianego konika, na którym bawią się dzieci. Bohater, niewiele myśląc, ruszył z powrotem ku miastu. Z każdym kolejnym krokiem poruszał się coraz szybciej. Zwolnił dopiero, gdy zbliżył się do miasta. Wolniejszym krokiem ruszył na rynek. Zobaczył ludzi, którzy właśnie podziwiali wyjątkowy wieczorny spektakl nocy, która była niby zimowa, a jednak bardzo przyjazna i ciepła. Chłopiec zdawał się zupełnie nie myśleć o tym, że rodzina cały czas na niego czeka i powinien jak najszybciej wrócić do teatru. Po drodze spotkał swoich kolegów, którzy już ruszyli do szkoły, mimo że było zdecydowanie za wcześnie. Obudziła ich jasność nocy. Chłopiec, niewiele myśląc, zamiast wracać do domu, ruszył na kolejny spacer, tym razem w towarzystwie kolegów.
Ulica Krokodyli
Bohater-narrator wspomina, że w jednej z szuflad w biurku ojca leżał stary plan miasta. Teraz poskładany, kiedy rozwieszony był na ścianie, zajmując praktycznie jej całość. Obecnie jednak przypominał zdecydowanie bardziej książkę o podniszczonych prostokątnych fragmentach. Mapa prezentowała panoramę miasteczka, które znajdowało się w okolicy rzeki Tyśmienicy. Chodziło o rodzinne miasto narratora. Całość mapy dość dokładnie odwzorowywała plan miasta, wszystkie ważniejsze i mniej istotne miejsca. Było na tym planie jednak jedno miejsce, które wyglądało niczym wielka biała plama z niewyraźnie zarysowanymi kreskami wskazującymi na kilka ulic. Chodziło o okolicę, w której znajdowała się ulica Krokodyli. Uznawana za jedną z najbardziej „zepsutych” – zdaniem większości mieszkańców – części miasta. Zepsucie to oznaczało w tym przypadku uprzemysłowienie i zamerykanizowanie. Nowoczesność, która w miasteczku nie była dobrze widziana. Nagle okazało się bowiem, że wraz ze wznoszącymi się powoli zalążkami fabryk, rozwija się także tendencja do naśladowania taniego stylu wielkiego miasta. Zabieganie, wszędobylska szarość, zamęt, brak poczucia sensu – oto co wyróżniało życie w tej części miasta. Najlepszym tego przykładem była komunikacja. Tutaj dorożki pędziły przez ulicę bez dowodzących nimi dorożkarzy, którzy w tym samym czasie skupieni byli na załatwianiu swoich prywatnych spraw. Dorożki prowadzili więc sami, niekoniecznie do tego przygotowani, pasażerowie. W tramwajach z kolei często brakowało przedniej ściany. To jednak było jeszcze nic w porównaniu z koleją: pociągi przyjeżdżały z niespodziewanego przez nikogo kierunku, stawały na środku ulicy zamieniającej się tym samym w dworzec kolejowy, a następnie – mimo że wielu pasażerów nie pokonało problemów ze zdobyciem biletów – odjeżdżały.
Cała dzielnica wydawała się jedynie połowicznie skończona. Można było odnieść wrażenie, że wszystko tutaj zawisa w powietrzu. Dotyczyło to także atmosfery rozwiązłości unoszącej się nad tą częścią miasta. Kobiety, które poruszały się po ulicy Krokodyli, miały w sobie coś z prostytutek. Była to opinia, która dotyczyła właściwie wszystkich mieszkanek tej okolicy. Nawet jednak i to zepsucie było jedynie słabym, niepełnym, nieprzekonującym naśladowaniem tej wielkiej, prawdziwej, nowoczesnej rozpusty.
Karakony
Kiedy odszedł ojciec, cały dom pogrążył się w monotonii życia codziennego. Śmierć ojca sprawiła, że nagle wszystko ucichło. Adela wszystkie swoje sprzęty ustawiła w nowym porządku. Zaopiekowała się na nowo salonem, który stał się bardzo rzadko odwiedzanym, ale z pewnością reprezentacyjnym pomieszczeniem w domu. Wyczuwalną w tej przestrzeni powagę, spokój i doniosłość burzyły jedynie pawie pióra ustawione w wazonie. W salonie znajdowała się jeszcze jedna ciekawa rzecz, dekoracja i pamiątka w jednym. Był to wypchany kondor, który jeszcze nie tak dawno był wiernym, ukochanym towarzyszem ojca. Któregoś dnia bohater-narrator wypytywał matkę o czarny okres z życia swojego ojca, a więc ten, związany z plagą karakonów, które atakowały go – w rzeczywistości i przenośni. Kiedy ojciec widział tylko jednego z tych owadów, natychmiast się na niego rzucał, uzbrojony w „lancę”, na którą „nadziewał” przeciwników. Z czasem walka z karakonami stała się dziwnym rodzajem fascynacji. Okazało się, że był to jeden z etapów zauroczenia się ojca wszelkiego rodzaju zwierzętami. Sam bohater czasami miał okazję zobaczyć, jak ojciec – który na co dzień był zdecydowanie nieobecny, milczący, zamknięty w sobie – nagle nagi kładł się na podłodze i wykonywał ruchy imitujące te wykonywane przez znienawidzone owady. Na typ etapie wszyscy domownicy właściwie wyrzekli się ojca. Zaczął on się wtedy ukrywać w różnych częściach mieszkania. Upodabniał się tym samym jeszcze bardziej do śledzonych owadów.
Wichura
Bohater-narrator opisuje naczynia i rupiecie znajdujące się na strychach. Nadaje im jednak cech ludzkich. Przekonuje, że zalewają one miasta rzeką brudu i hałasu. Ich zgiełk miał zdaniem bohatera prowokować nadejście zimowej wichury trwającej trzy dni. Sama wichura opisywana jest niczym starotestamentowa katastrofa, co dodatkowo sprzyja uwzniośleniu obrazu. Kiedy rozpętała się wichura, matka zdecydowała, że bohater nie pójdzie do szkoły. Pozostanie w domu nie oznaczało jednak wyłącznie wygodnego spędzenia czasu. Wiatr wiał tak mocno, że nie dało się rozpalić w piecu. Oznaczało to zaś, że nie dało się ugotować obiadu. W mieszkaniu rozbiło się także z każdą godziną coraz zimniej. Ojca nie było. Zakładano, że to także wina wichury, która uniemożliwia mu opuszczenie sklepu i wyjście do domu na obiad. Starszy z subiektów – Teodor zaoferował, że on pójdzie zanieść posiłek Jakubowi. Towarzyszył mu brat narratora. Ich wyprawa do ojca nie zakończyła się jednak powodzeniem.
W mieszkaniu w tym czasie zaczęli się pojawiać kolejni, dość licznie wchodzący goście. Wszyscy nagle jakby w ogóle zapomnieli o wichurze. Adela była z kolei zajęta tłuczeniem cynamonu. W tym czasie w pomieszczeniu pojawiła się ciotka Perazja, która zajęła się próbą ponownego rozpalenia ognia w piecu, co wreszcie się powiodło. Dzięki temu Adela mogła opiec w nim koguta z pierza. W narracji bohatera ten oskubany kogut trzepotał jednak jeszcze skrzydłami w piecu, aż zaczął się zupełnie palić.
Ciotka Perazja z kolei wpadła w stan niepohamowanej złości, co sprawiło, że nagle zaczęła się dynamicznie kurczyć i maleć. W końcu była już na tyle mała, że poszła do kuchni, gdzie z drzazg zrobiła sobie szczudła, aby było ją lepiej widać. W końcu jednak jej metamorfoza doprowadziła do rozpuszczenia się ciotki w nicości. Nikogo to jednak specjalnie nie zdziwiło, a wręcz zniknięcie ciotki przyjęto z pewną ulgą.
Noc wielkiego sezonu
Bohater zwraca uwagę, że lata normalne przeplatane są tymi absolutnie osobliwymi. W takim roku pojawia się nagle trzynasty miesiąc, a lato przedłuża znacząco, rodząc kolejne dni. Te nadmiarowe dni można porównać do biblijnych apokryfów prezentujących inne ciągi historii świętej lub też niezadrukowanych jeszcze białych kartek.
Narrator zwraca uwagę na księgę kalendarza. Bardzo zależy mu na tym, aby jego opowieści o ojcu znalazły tam swoje miejsce. Opowiada więc o tym, co wydarzyło się w tym trzynastym miesiącu. Atmosfera była orzeźwiająca, ojciec siedział za ladą sklepu, przeglądał rachunki. Był jednak podniecony, zachowywał się podobnie jak w ptaszarni. Ponieważ nadchodziła powoli jesień, ludzie gromadzili towary. Z tym zaś wiązała się z kolei pora Wielkiego Sezonu. Ojciec starał się nad tym wszystkim zapanować.
Przylegające do sklepu ulice były puste, tylko w kilku miejscach bawiły się dzieci. Świat powoli się kurczył. Jedni oddawali się rytuałowi jesiennych zakupów. Wszyscy czuli, że coś nadchodzi. Ojciec nasłuchiwał, szukał subiektów, ci zaś uganiali się za Adelą. To wszystko denerwowało Jakuba, który widział płynący do sklepu tłum oczekujący rozpoczęcia sprzedaży. Ojciec zaczął więc odwijać bale z materiałem, przestrzeń sklepu nagle zaczęła się poszerzać. Ojciec był rozgniewany, chciał zapanować na tym, co się dzieje. Subiekci jednak mu nie pomagali, zajęci wyciąganiem Adeli przez okno, kupujący ignorowali ojca, zawierali transakcje, dyskutowali o towarach. Stopniowo jednak tłum zaczął maleć. Dzień ten nie miał ani świtu, ani wieczora. Ojciec powoli dochodził do siebie, obserwował rybaków i dziwne ptaki, które pojawiły się na niebie. To przypomniało historię ptaszarni. Dzisiaj jednak potomstwo hodowanych przez ojca ptaków nie poznawało swojego mistrza. Tłum zaś zaczął rzucać w ptaki kamieniami, głośno krytykując hybrydyczne formy, które pojawiły się na niebie. Nagle nastał normalny poranek, a Adela przygotowała kawę.
Sierpień
W pierwszej części bohater opowiada o regularnych wyjazdach ojca do „wód”, kiedy to dzieci zostawały w domu razem z matka i służącą Adelą. Mieszkali w kamienicy na rynku, na pierwszym piętrze, w dużym, ale ciemnym mieszkaniu. Bohater wspomina sobotnie spacery z matką po ulicach miasteczka, kiedy kierowali się w stronę przedmieścia. Wspomina także Adelę, która zaopatrywała dom.
W drugiej części bohater obserwuje parkan, za którym znajduje się śmietnik z dziko rosnącą roślinnością. Tutaj mieszka Tłuja, „skretyniała dziewczyna”, która krzyczy, mówi sama do siebie, a bohaterowi przypomina bożka, jest upostaciowaniem czystej biologii, w przeciwieństwie do jej zapracowanej matki.
W trzeciej części opowiada o wizycie u ciotki Agaty, która zdaje się kobietą stworzoną do rodzenia dzieci, dominującą nad mężem. Chłopiec zwraca jednak uwagę na dojrzewającą kuzynkę Łucję i starszego kuzyna Emila, który pokazuje mu zdjęcia aktów miłosnych.
Nawiedzenie
1
Kolejnej zimy ojciec wyraźnie podupadł na zdrowiu. Matka coraz mniej interesowała się mieszkaniem. Nikt na dobrą sprawę nie wiedział, ile jest tam pokoi i ilu mieszka subiektów. Ojciec na początku starał się jeszcze kontrolować księgi handlowe sklepu. Coraz częściej jednak zamykał się w sobie i żył w świecie własnego umysłu. Pojawiały się u niego też gniew i agresja. Pewnego dnia bohater usłyszał krzyki ojca, który rozmawiał z Bogiem, a jego walka przypominała tę, którą stoczył biblijny Jakub.
2
W końcu ojciec jednak się uspokoił i wrócił do metodycznej pracy przy rachunkach. Praca jednak była pozorna. Z czasem ojciec coraz częściej ginął w zakamarkach mieszkania. Domownicy pozwalali mu jednak żyć tak, jak tego chciał. Bohater zdawał sobie sprawę, że wewnątrz ojciec przeżywał wyjątkowe chwile, pozostali jednak nie mieli do tej rzeczywistości żadnego dostępu, coraz częściej więc go ignorowali.
Ptaki
Zima oznaczała małomiasteczkowy marazm, dodatkowo przez bohatera podkreślony za pomocą towarzyszących tej porze roku kolorów. Ojciec przestał w ogóle wychodzić z domu. Najpierw zajmował się rozpalaniem ognia, stopniowo jednak znalazł sobie nową pasję, którą były ptaki.
Ojciec sprowadzał zapłodnione egzotyczne jaja, z których wylęgały się przedziwne stworzenia. Przeniósł się z nimi z czasem na strych, który zagospodarował na potrzeby swoich eksperymentów. Jedyną postacią z domowników, na którą ojciec w ogóle jeszcze zwracał uwagę, była Adela. Dziewczyna potrafiła wykorzystać swoją siłę, aby w odpowiednich momentach przywołać ojca do porządku. Ojciec znikał na poddaszu na całe dnie. Jego ulubieńcem okazał się kondor. Pewnego dnia na górze pojawiła się jednak Adela, która zobaczyła podłogę pokrytą odchodami, poczuła unoszący się wokół zapach i… rozgoniła całe towarzystwo. Zakończenie tej przygody było dla ojca ogromnym ciosem, w efekcie całej historii zaczął się upodabniać do ukochanego kondora. Cierpiał, że dom odmawiał mu możliwości kontynuacji aktu kreacji.
Manekiny
Po przygodzie z ptakami ojciec na dobre zamknął się w sobie. Siła fantazji przegrała z rzeczywistością i Jakub nie był gotowy się z tym pogodzić. Ojciec usunął się w cień, pojawiał się rzadko, opuszczał swój azyl wyłącznie, kiedy w domu nie było Adeli. W domu zapanował jeszcze większy marazm, wszystkich ogarnęło lenistwo, ale nikomu to raczej nie przeszkadzało.
Ojca na nowo do życia przywróciły szwaczki – Polda i Paulina, które zwróciły jego uwagę. Traktował je jako zjawisko domagające się opisu. Zaczął więc z nimi przesiadywać, a czas ten wypełnił swoimi wywodami. Prezentował się jako entuzjasta formy. Jego pozycję po raz kolejny zaburzyła jednak Adela, która w pewnym momencie dała mu prztyczka w nos. Ojciec się jednak nie poddał. Coraz częściej przychodził do salonu i popisywał się swoimi improwizacjami na temat manekinów.
Traktat o manekinach
Albo wtóra księga rodzaju
Ojciec postanowił podzielić się ze szwaczkami swoją wizją świata. Kiedy tylko pojawiały się w domu, przychodził do nich, aby przedstawić im swoją heretycką wizję świata. Fascynował go temat stworzenia. Ojciec uznawał jednak, że Demiurgos nie był jedynym, który miał prawa tworzenia. Posiadała je każda istota uduchowiona. Według Jakuba materia przechodziła w różne formy, czekała jedynie na człowieka, który mógł jej je nadać. Materia jednak nie była całkiem martwa, miała bowiem w sobie potencję do tworzenia form przypominających organizmy żywe. Ojciec chciał być takim demiurgiem, stawiał sobie jednak za cel tworzenie form niestabilnych i ulotnych. Tym razem to człowiek miał być tworzony na wzór manekina, a nie na odwrót. Jakub chciał podążać własnymi twórczymi drogami, niezależny od jakichkolwiek nakazów. Ponownie jednak interweniowała Adela, które wysunęła spod sukni swoją stopę, a ta natychmiast przykuła uwagę ojca.
Traktat o manekinach
Ciąg dalszy
Następnego dnia ojciec jednak wrócił do swojej przemowy. Tym razem ubolewał nad losem materii, które jest na jakiś sposób uduchowiona. Nieświadomość własnej istoty może jednak wywoływać cierpienie. Człowiek z materią może zrobić wszystko, ona ani nie ma możliwości działania, ani nie jest w stanie pozbyć się narzuconych jej kształtów. Ojciec wzruszył się na myśl o uwięzionym wewnętrznym głosie materii, na przykład tej zamkniętej w formie błazeńskiej maski. Jako taką formę postrzegał np. również tłum, zupełnie nieświadomy swojej istoty. Przemowę zwieńczyło pojawienie się Adeli, która wydała ojcu wyraźne dyspozycje.
Traktat o manekinach
Dokończenie
Ostatni akt wykładu ojca dotyczył opisu wybranych przez niego form materii. Przyglądał się między innymi koloidów powstałych w roztworach soli kuchennej. Mogły one bowiem przybierać fantastyczne formy, mimo że nie były w stanie podjąć tak podstawowych czynności jak ruch czy oddychanie. Zdaniem ojca również we wnętrzach domów, starych pomieszczeń nie brakowało szczególnych form materii. Wypełnione były one bowiem uczuciami, wrażeniami, marzeniami ludzi, którzy kiedyś w nich żyli. Jakub był przekonany, że sprzęty przesiąkają emocjami domowników. Ojciec był zafascynowany tworami bezkształtnymi, pseudoflorą i fauną. Opisywał także zwyczaje balsamowania zmarłych i chorobę własnego brata. Opowieść stawała się coraz trudniejsza w odbiorze, dlatego do akcji wkroczyła Adela i wykonała gest łaskotania. Tego ojciec bał się strasznie, więc błyskawicznie zniknął z salonu.
Nemrod
W sierpniu w domu pojawił się Nemrod, mały piesek, który zafascynował bohatera-narratora. Pomywaczka przyprowadziła zwierzę do domu, nikt nim się jednak, poza bohaterem, szczególnie nie interesował. Dla narratora zaś zwierzę stało się obiektem badania. Chłopiec obserwował, jak zwierzę powoli oswaja przestrzeń wokół siebie, jak się jej uczy, jak reaguje na każdą nowość. Odkrywanie przez psa czegoś, co było już wcześniej, wzbudzało w zwierzęciu dziwne reakcje. Chłopiec miał wrażenie, że reakcje psa potwierdzają opisy ojca – wszystko już było potencjalnie. Tak było np. z psim szczekaniem, które potencjalnie było w Nemrodzie, ale musiał się pojawić karakon spacerujący w kuchni, aby wywołać w psie ten dźwięk.
Pan
Chłopcom udało się zrobić dziurę w parkanie, dzięki której można się było przedostać do dzikiego sadu. Narrator lubił chodzić do tego miejsca. Szczególnie atrakcyjne było latem. Wtedy też spotkał tam włóczęgę, który siedział w kucki. Mężczyzna skupiony na fizjologicznej potrzebie, najpierw się skrzywił, potem zaśmiał, a następnie odszedł. Chłopiec był zaskoczony tym spotkaniem. Nazwał mężczyznę bożkiem starego sadu, „Panem bez fletu”, co stanowiło nawiązanie do mitologicznej figury.
Pan Karol
Narrator opowiada o panu Karolu, swoim wujku, który latem został sam, kiedy żona z dziećmi wyjechała na wakacje. Odwiedzał ich w soboty. Poza tym we wszystkie kolejne dni, powoli późnym rankiem wygrzebywał się z pościeli, długo szykował się do wyjścia, przekonany, że coś go ważnego spotka. Rozmyślał nad tym, nie podejmując jednak żadnego konkretnego działania. Dopiero później powoli przechodził do codziennej toalety, aby wyjść na wieczorne spotkania. Cały tydzień upływał mu na nocnych hulankach, odsypianiu ich i przygotowywaniu się do kolejnego wieczora.
Sklepy cynamonowe
Matka próbowała za wszelką cenę wyciągnąć ojca z tego zamkniętego dla wszystkich innych świata jego wyobraźni. Proponowała spacery, a pewnego dnia wpadła na pomysł wspólnego wyjścia do teatru. Wszystko szło dobrze do momentu, kiedy ojciec nie zorientował się, że nie wziął z domu portfela. Wysłano więc bohatera-narratora to domu, aby jak najszybciej przyniósł pieniądze, a rodzina mogła wejść na spektakl.
Chłopiec jednak dał się pokierować własnej fantazji. Nie pobiegł prosto do domu, ale ruszył w kierunku sklepów cynamonowych z najróżniejszymi przedmiotami z całego świata. Chciał zajrzeć do środka, ale znów trafił w gąszcz uliczek. Pobłądził jednak i zamiast przed sklepami cynamonowymi, stanął przed budynkiem gimnazjum. Przypominał sobie lekcje rysunku u profesora Arendta, który pokazywał ryciny z ciekawymi krajobrazami. Dotarł w końcu do mieszkania dyrektora, a potem wyszedł z budynku i wsiadł do dorożki. Dorożkarz jednak wysiadł z pojazdu, chłopiec był więc zdany na siebie. Koń poprowadził go w stronę przedmieść, a dzięki temu chłopiec mógł podziwiać piękno przyrody. Kiedy jednak ścieżka zaczęła się robić coraz bardziej stroma, chłopiec postanowił zawrócić. Koń zaś zmalał do rozmiarów drewnianego konika, na którym bawią się dzieci. Bohater o własnych siłach wrócił na miejski rynek, gdzie ludzie podziwiali właśnie niby zimową noc, ale noc, która była wyjątkowo ciepła. Już miał wracać do czekającej na niego rodziny, kiedy spotkał kolegów i ruszył w kolejną podróż z nimi.
Ulica Krokodyli
Bohater zainteresował się starym planem miasta leżącym w szufladzie ojca. Kiedyś był on zawieszony na ścianie. Dotyczył rodzinnego miasta. Odwzorowano na nim wszystkie najważniejsze miejsca. Jeden fragment planu zwracał jednak uwagę – biała plama z niewyraźnie zarysowanymi kreskami wskazującymi na kilka ulic. Chodziło o ulicę Krokodyli, a więc najbardziej nowoczesną i jednocześnie zepsutą część miasta. Nowoczesność dla większości mieszkańców nie pasowała bowiem do ich miasta, a próba naśladowania stylu wielkich miast zasługiwała jedynie na pogardę. W tej części miasta wszyscy się gdzieś spieszyli, było szaro, można było odnieść wrażenie, że tutaj nic nie ma sensu. Dorożki jeździły bez dorożkarzy, bo ci załatwiali własne sprawy, pociągi przyjeżdżały z nieznanego kierunku, a następnie odjeżdżały bez wielu pasażerów. Tutaj wszystko było połowiczne, niedokończone. Kobiety przypominały zaś do pewnego stopnia prostytutki, choć także i to było jedynie kiepskim naśladownictwem nowoczesnej rozpusty.
Karakony
Odejście ojca sprawiło, że dom zupełnie już pogrążył się w melancholii i monotonii. Wszystko ucichło. Adela zajęła się porządkowaniem, zorganizowała na nowo salon. Po ojcu zostały pawie pióra w wazonie i wypchany kondor. Bohater wypytuje matkę o okres plagi karakonów, które atakowały ojca dosłownie i w przenośni. Opisuje polowanie ojca na te znienawidzone owady. Ojciec tak bardzo się w nie zaangażował, że stały się one jego nową fascynacją do tego stopnia, że bohater widział nagiego ojca, który na podłodze wykonywał ruchy podobne do tych wykonywanych przez znienawidzone owady. Wtedy to rodzina wyrzekła się ojca.
Wichura
Zgiełk zbieranych na strychach naczyń i rupieci zapowiada zimową wichurę. Kiedy się ona rozpętała, bohater nie poszedł do szkoły. W domu był problem z rozpaleniem ognia, a to oznaczało także brak ciepłego posiłku. Ojciec, który jeszcze wtedy pojawiał się w sklepie, nie przyszedł na obiad. Wysłano do niego subiekta Teodora i brata bohatera. Misja się jednak nie powiodła. Nagle w domu zaczęli pojawiać się kolejni goście, w tym ciotka Perazja, której wreszcie udało się rozpalić w piecu, a Adela dzięki temu mogła upiec koguta w ogniu. Kiedy jednak ciotka Perazja wpadła w złość, zaczęła się błyskawicznie kurczyć, aż w końcu całkowicie zniknęła. Nikogo to jednak szczególnie nie zdziwiło.
Noc wielkiego sezonu
Są takie lata, w których pojawiają się osobliwości. Kiedy lato przedłuża się znacząco, rodzą się dodatkowe dni i tak pojawia się trzynasty miesiąc przypominający apokryf albo niezapisane kartki. Narrator opisuje to, co działo się w takim trzynastym miesiącu, kiedy ojciec siedział jeszcze za kontuarem sklepu, a nadchodząca pora Wielkiego Sezonu emocjonowała go nie mniej niż wcześniej ptaszarnia.
Przygotowania do wielkich jesiennych zakupów były wyzwaniem. Jakub nasłuchiwał, szukał subiektów, w końcu dostrzegł sunący do sklepu tłum. Subiekci byli jednak bardziej zainteresowani gonieniem za Adelą, a kupujący głośno komentowali towary, dokonywali transakcji, zupełnie ignorując ojca, który starał się nad tym wszystkim zapanować. Stopniowo jednak tłum zaczął maleć. Ojciec dochodził do siebie, obserwując ptaki na niebie – potomstwo hodowanych przez niego ptaków, które jednak nie pamiętały już o swoim mistrzu. Tłum zaczął rzucać w niebo kamieniami. Nagle przyszedł poranek, a Adela zaparzyła kawę.
Sierpień
1. Opis monotonnego życia w domu głównego bohatera.
2. Wyjazdy ojca do wód.
3. Wakacje spędzane z matką, rodzeństwem i Adelą.
4. Spacery z matką po mieście.
5. Spotkanie z Tłują i nowe spojrzenie na jej witalność.
6. Wizyty u ciotki Agaty i wujka Marka.
7. Opis kuzynostwa, ze szczególnym uwzględnieniem Emila, który wprowadza bohatera w świat erotyki.
Nawiedzenie
1. Pogarszający się stan ojca głównego bohatera – od marazmu do ataków szału.
2. Brak osoby nadzorującej dom, jego opis przypominający labirynt.
3. Opis jednego z ataków ojca, kiedy to Jakub kłóci się z Bogiem.
4. Całkowite oderwanie ojca od otaczającego go świata, przerywane prostymi, codziennymi czynnościami.
Ptaki
1. Próba poszukiwania przez ojca przestrzeni dla własnej twórczości.
2. Coraz mniejsze zainteresowanie sklepem i księgami rachunkowymi.
3. Fascynacja zwierzętami, zamówienie egzotycznych ptasich jaj.
4. Ojciec stwarzający królestwo ptaków w domu.
5. Fascynacja głównego bohatera „twórczością” ojca.
6. Przeniesienie się ojca i jego ptaków na poddasze.
7. Wizyta Adeli na strychu i zakończenie projektu ojca.
Manekiny
1. Cierpienie ojca po porażce z hodowlą ptaków.
2. Marazm i bezczynność w domu bohatera.
3. Pojawienie się szwaczek – Poldy i Pauliny.
4. Zainteresowanie ojca pracą szwaczek, fascynacja manekinami.
Traktat o manekinach
1. Ojciec rozpoczyna wygłaszanie swoich teorii dotyczących twórczości przed szwaczkami pracującymi w salonie.
2. Jakub twierdzi, że Bóg nie jest jedynym stwórcą i każda istota żywa ma prawo do aktów kreacji.
3. Ojciec jest zafascynowany istotami niższego rzędu, prezentuje materię jako pełną potencji do ulegania przekształceniom.
4. Jakub proponuje nową wizję twórczości, opierając się na porównaniu człowieka i manekina.
5. Jakuba fascynują twory jednorazowe.
6. Wynurzenia ojca przerywa Adela.
Traktat o manekinach
Ciąg dalszy
1. Ojciec kontynuuje analizę statusu materii w otaczającym świecie.
2. Wskazuje na szczególny tragizm materii, która może ulegać przekształceniom, ale nie jest w stanie uzyskać świadomości na temat własnej istoty.
3. Wykład ojca po raz kolejny zostaje przerwany przez Adelę.
Traktat o manekinach
Dokończenie
1. Jakub kontynuuje swoją wizję.
2. Ojciec wskazuje na meble, przestrzenie, domy jako nośniki emocji, uczuć zamieszkujących ich kiedyś ludzi.
3. Jakub ujawnia swoją fascynację pseudoflorą.
4. Adela grozi ojcu palcem, ostatecznie przerywając jego wykład.
Nemrod
1. W domu bohatera pojawia się szczeniak.
2. Większość domowników ignoruje psa, ale główny bohater się nim interesuje.
3. Obserwacje pozwalają mu dostrzec, jak pies stopniowo rozpoznaje się w otaczającej go rzeczywistości.
4. Odkrycie przez psa własnego głosu. Szczeknięcie Nemroda na widok owada w kuchni.
Pan
1. Opis pobliskiego podwórka, na którym chętnie bawi się bohater i jego rówieśnicy.
2. Odkrycie przejścia do starego sadu.
3. Zabawa bohatera, pogoń za motylami.
4. Spotkanie z włóczęgą, na którego bohater patrzy niczym na mitycznego bożka.
Pan Karol
1. Prezentacja wuja Karola, który w okresie wakacyjnym zostaje sam w domu.
2. Bezczynność wuja, który większość dnia spędza leniwie i nie interesuje się zupełnie stanem mieszkania.
3. Jedyna aktywność to wyjścia na wieczorne spotkania.
Sklepy cynamonowe
1. Matka próbuje aktywizować ojca i przeciwdziałać jego postępującemu wyłączeniu z rzeczywistości.
2. Wspólne wyjście do teatru.
3. Bohater zostaje wysłany do domu po portfel, którego ojciec zapomniał wziąć ze sobą.
4. Wędrówka bohatera do sklepów cynamonowych.
5. Chłopiec gubi drogę i trafia do szkoły, odwiedza jej przestrzenie.
6. Wyjście ze szkoły i samotna jazda dorożką.
7. Wyjazd za przedmieścia i decyzja o powrocie.
8. Zamiana konia w dziecięcą zabawkę.
9. Powrót do miasta i doświadczenie ciepłej, zimowej nocy.
10. Spotkanie z kolegami i dalsza wędrówka.
Ulica Krokodyli
1. Stara mapa Jakuba jako pretekst do opowieści o Ulicy Krokodyli.
2. Opis dzielnicy zindustrializowanej.
3. Krytyka Ulicy Krokodyli jako symbolu kiczowatej próby naśladowania „estetyki” wielkich miast.
Karakony
1. Czas marazmu całego domu po śmierci ojca.
2. Adela jako jedyna osoba, która próbuje na nowo „uporządkować” przestrzeń.
3. Wypchany kondor jako symbol okresu fascynacji ojca światem egzotycznych ptaków.
Wichura
1. Zimowa wichura jako czas odłączenia od świata.
2. Nieobecność ojca na obiadowej przerwie.
3. Nieudana wyprawa subiekta i starszego syna po Jakuba.
4. Pojawienie się sąsiadów i ciotki Perazji.
5. Wybuch emocji u ciotki i jej zniknięcie.
Noc Wielkiego Sezonu
1. Pojawienie się nadprogramowego, trzynastego miesiąca.
2. Troska ojca o przygotowania do nadejścia wielkiego sezonu.
3. Pojawienie się klientów.
4. Chaos i samotna walka ojca z klientami.
5. Stopniowy odpływ klientów.
6. Pojawienie się na niebie ptaków wyhodowanych przez ojca.
7. Obserwacja zdeformowanych ptasich form.
Główni bohaterowie „Sklepów cynamonowych” Brunona Schulza to:
Józio – główny bohater całego cyklu i jego narrator; w kolejnych opowiadaniach przedstawia siebie jako chłopca, który dorasta w małym miasteczku. Świat tej małomiasteczkowej rzeczywistości jest dla niego jednak ograniczający, chłopiec próbuje się z niego wyrwać. Nie chodzi mu jednak o ucieczkę poprzez wyjazd z miasta, a wejście do świata fantazji i oglądanie rzeczywistości przez pryzmat swojej dziecięcej głowy; jest zafascynowany postawą ojca, który próbuje inaczej funkcjonować w rzeczywistości, kreować ją na własnych prawach, na swój sposób Józio próbuje te ojcowskie gesty do pewnego stopnia powtarzać. Widzi zarówno przedmioty, ludzi, jak i konkretne wydarzenia w ramach mitycznych, w sposób odrealniony. Jego opowieść przypomina więc tym samym wędrówkę przez świat snu i fantazji, który jest o wiele bogatszy od zwykłej codzienności.
Ojciec Jakub – ojciec Józia, który jest drugim głównym bohaterem utworu i postacią, na której Józio najczęściej skupia swoją uwagę. Opowiadania nie układają się chronologicznie, co jeszcze wzmacnia wrażenie różnorodnych przemian, którym ulga postać ojca. Wspomina się o jego „tradycyjnym” życiu, prowadzeniu sklepu, ale istotny jest przede wszystkim czas jego stopniowego osuwania się w chorobę i świat wyobraźni. Ojciec toczy walkę o przestrzeń wolności, twórczości, kreacji. Próbuje się wyzwolić z dostrzeganej także przez jego syna, opresyjnej atmosfery miasteczka, w którym żyje. Ojciec raz widziany jest przez syna jako prorok ze Starego Testamentu, wybraniec rozmawiający z Bogiem, raz jako człowiek upodabniający się do hodowanego ptaka. Te metamorfozy przyciągają uwagę syna, ostatecznie jednak ojciec coraz bardziej odsuwa się od pozostałych domowników, odchodząc w zapomnienie, w końcu zaś umiera. Do samego końca wydaje się jednak toczyć walkę z codziennością, która przerywa jego twórczy szał. Bardzo symboliczne w tym kontekście są jego starcia z Adelą.
Adela – to gospodyni w domu, który zamieszkuje rodzina Józia. Jest symbolem kobiecości i zmysłowości, które przyciągają uwagę m.in. ojca Józia. Przede wszystkim jest to jednak uosobienie praktycyzmu, codzienności i wyzwań z nią związanych. Adela jest konkretną, zdecydowaną kobietą, która zarządza nie tylko przestrzenią, ale i osobami się w niej znajdującymi. Jest kobietą, która ma ogromną władzę nad ojcem Józia. Dominuje nad nim, jednym swoim gestem jest w stanie przerwać jego wywody, wyrwać go ze świata wyobraźni, sprowadzając szybko „na ziemię”.
Drugoplanowe postaci „Sklepów cynamonowych” to:
Matka – stanowi przeciwieństwo ojca, jest uporządkowana, cicha, harmonijna. Stanowi symbol małomiasteczkowości, zwyczajności, ale i pewnej przewidywalności.
Paula i Polda – szwaczki, przed którymi ojciec wygłasza swój filozoficzny wywód.
Agata – ciotka Józia, która stanowi symbol witalności i płodności.
Wuj Karol – ekscentryczny mężczyzna, skoncentrowany na wieczornych eskapadach, zupełnie nieprzywiązujący wagi do codziennych obowiązków.
Tłuja – dziewczyna, która dla Józia stanowi symbol witalności.
Kuzyn Emil – wprowadza Józia w świat erotyki.
Czas i miejsce akcji „Sklepów cynamonowych” Brunona Schulza nie są precyzyjnie określone. Nie pojawiają się tutaj ani daty roczne czy dzienne, ani precyzyjne lokalizacje, wprost wskazane na mapie miejsca. Wszystko to jest wynikiem przyjętej przez pisarza techniki obrazowania, która przypomina poetykę marzenia sennego. To sprawia, że czasoprzestrzeń wielokrotnie się zagina, skraca, wydłuża, zmienia kształty. Tutaj nie można stosować logicznego widzenia, następstwa przyczynowo-skutkowego, ponieważ jest to właściwie wbrew temu, jak zaprojektowane zostały „Sklepy cynamonowe”.
Opowieść, wspomnienie małego chłopca, jego perspektywa, oniryzm – to wszystko przekłada się na sposób prezentacji czasu i miejsca. O ile konkretny czas kalendarzowy nie jest prezentowany, można się jedynie domyślać, że mamy do czynienia z wydarzeniami z lat 20. XX wieku, o tyle precyzyjnie wskazuje się na pory roku:
- sam tytuł opowiadania „Sierpień” wskazuje na pełnię lata,
- w „Nawiedzeniu” mówi się o zimie, która ciągnie się zresztą przez kilka kolejnych opowiadań,
- „Ptaki” i „Sklepy cynamonowe” dotyczą najkrótszych dni w roku.
- zamykające tom opowiadanie „Noc wielkiego sezonu” mówi o nadchodzącej jesieni.
Nieco więcej konkretów pojawia się w przypadku charakterystyki przestrzeni. Akcja rozgrywa się w małym galicyjskim miasteczku. W „Sklepach cynamonowych” nie pada jego nazwa, ale można domyślać się, że inspiracją jest tutaj Drohobycz, w którym Schulz się urodził. Miasto to należało przed wojną do Polski, dzisiaj znajduje się na terytorium Ukrainy. Schulz w „Sklepach cynamonowych” opisuje rynek miasta, labirynt jego ulic, parki, ogrody, place, a także przedmieścia. Opisywane są tytułowe sklepy cynamonowe, gimnazjum narratora-bohatera, dzielnica fabryczna.
Bruno Schulz „Sklepy cynamonowe” napisał po opowiadaniach, które weszły do tomu „Sanatorium pod klepsydrą”, natomiast to one zostały wydane jako pierwsze i to właśnie ten tom otworzył Schulzowi przestrzeń do kolejnych publikacji. Dzisiaj Schulz jest dla historyków literatury jednym z najważniejszych polskich prozaików z początku XX wieku, jego twórczość jest uznawana za wybitną. Nie od razu tak jednak było, Schulz bardzo długo pisał do szuflady. Istnieje szansa, że gdyby nie zainteresowanie Zofii Nałkowskiej, która go wypromowała, talent ten przez szeroką publiczność nigdy nie zostałby odkryty, tym bardziej że Schulz był osobowością introwertyczną, niepewną siebie, o skomplikowanym życiu wewnętrznym, a do tego żyjącą w opresyjnych czasach.
„Sklepy cynamonowe” Bruno Schulz wydał w 1934 roku, natomiast same utwory pochodzą z roku 1933. Początkowo zbiór ten dostępny był jedynie wąskiej grupie przyjaciół Schulza. Opowiadania wyrosły z prywatnej korespondencji, jaką Schulz na początku lat 30. XX wieku prowadził z Deborą Vogel. Była to jedna z najważniejszych kobiecych postaci przełomu XIX i XX wieku. Poznał ją wcześniej w Zakopanem, następnie między poetką i filozofką a prozaikiem wywiązała się bogata korespondencja listowna. W niej to właśnie Schulz zaczął dzielić się niezwykłymi opowieściami, które dały podstawę do fabuł opowiadań ze „Sklepów cynamonowych”. Dopiero jednak przeczytanie ich przez Nałkowską, która zachwyciła się twórczością autora z Drohobycza, otworzyła Schulzowi drogę do publikacji „Sklepów”, a zaraz za nimi „Sanatorium pod klepsydrą”.
Na zbiór „Sklepy cynamonowe” składa się 15 opowiadań, które łączy figura głównego bohatera-narratora Józia, a także pozostałe postaci, przede wszystkim ojciec Jakub. Wspólna jest także dla wszystkich opowiadań przestrzeń akcji – jest to małe miasteczko, które wprost nawiązuje do rodzinnego Drohobycza, w którym Schulz się wychował i mieszkał. Opowiadania prowadzone są przez Józia, a więc przybierają formę narracji pierwszoosobowej. Sam narrator ujawnia się w poszczególnych opowiadaniach w bardzo różny sposób: raz jest bezpośrednim uczestnikiem akcji (jak w tytułowych „Sklepach cynamonowym”), częściej jednak jest świadkiem wydarzeń („Pan Karol”, „Karakony”, „Noc wielkiego sezonu”). Mówi językiem dalekim od języka młodego chłopca, często posługuje się skomplikowanymi filozoficznymi terminami, przejmuje więc język bohaterów, o których opowiada lub też ujawnia wspomnieniowy charakter snutych narracji. To wszystko sprawia również, że snute przez niego fabuły dalekie są od realizmu, mimo że element realistycznego obrazowania się w nich pojawia. Stanowi on jednak przeciwwagę dla zdecydowanie dominującej w całym zbiorze narracji polegającej na sekwencjach obrazów niekoniecznie logicznie z siebie wynikających. Narracja Józia wielokrotnie bywa oniryczna, zanurzona w poetyce snu, przypominająca zabawę wyobraźni niż relację z konkretnych wydarzeń. Wśród najistotniejszych cech „Sklepów cynamonowych” jako zbioru opowiadań należy wyróżnić:
- narrację pierwszoosobową,
- obrazowy, bardzo metaforyczny i plastyczny zarazem język opowiadania,
- język przesycony terminami ze świata nauki, sztuki, filozofii, nienaturalny więc dla obrazu chłopca, który jest narratorem opowiadań,
- nastawienie na odbijanie w języku emocji, afektów, przeżyć zamiast rekonstruowania fabularnych faktów,
- wielokrotnie dostrzegalny brak związku przyczynowo-skutkowego między kolejnymi wydarzeniami,
- proces zakrzywiania czasoprzestrzeni w opowiadaniach, kilkukrotnie tematyzowany (np. w „Nocy wielkiego sezonu” mówi się o 13 miesiącu, w „Ulicy Krokodyli” o białej plamie, jaką była zindustrializowana część miasteczka),
- brak chronologicznej kolejności opowiadania (kolejne opowiadania czasami biegną bardziej do przodu, następne jednak mogą się cofać do wcześniejszego wydarzenia, nie ma tutaj kolejności chronologicznej także w układzie samych opowiadań),
- szereg metamorfoz, jakim ulega rzeczywistość otaczająca bohatera – od innych bohaterów (przede wszystkim ojca, ciotki Perazji w „Wichurze”), przez przestrzeń („Karakony”), czas („Noc wielkiego sezonu”), po poszczególne elementy rzeczywistości (konik w „Sklepach cynamonowych”).
Jednym z kluczowych motywów w „Sklepach cynamonowych” (a także „Sanatorium pod Klepsydrą”) jest labirynt. Motyw ten przyjmuje bardzo różne wcielenia. Są nim:
- miasto w nocy („Sklepy cynamonowe”),
- mieszkania na rynku („Nawiedzenie”),
- dom bohatera („Nawiedzenie”),
- zaplecze magazynu krawieckiego („Ulica Krokodyli”).
Do labiryntu Schulz zalicza często także niebo i gwiazdy (jak choćby w „Sklepach cynamonowych” i „Wichurze”). Noc i miasto splecione ze sobą sprawiają, że labirynt rozrasta się jeszcze bardziej (dobrze widać to w „Nocy wielkiego sezonu”). Labirynt ten przechwyca człowieka, wciąga do swojego wnętrza, ale jednocześnie jest odbiciem tego, co dzieje się we wnętrzu jednostki. Można odnieść wrażenie, że w cyklu „Sklepy cynamonowe” bohaterowie nieustannie poruszają się po labiryntach przestrzeni, ale i samo poruszanie się po rzeczywistości, jakie przedstawiają te opowiadania, pozwala cały świat traktować jako jeden wielki labirynt, przestrzeń błądzenia, w której człowiekowi nieustannie towarzyszy pytanie i wątpliwość, czy istnieje nad nim jakiś wyższy porządek.
Labiryntem można określić także cały tom opowiadań Brunona Schulza „Sklepy cynamonowe”. Nie tylko każde opowiadanie z osobna, ale także ich wzajemne ze sobą połączenie daje wrażenie poruszania się po labiryncie, krętej przestrzeni, miejscu, gdzie nie rządzą już standardowe prawa logiki. To świat mieniący się różnymi barwami, gdzie wszystko jest możliwe, gdzie wraca się do tego, co już było, wyrywa się do przeszłości, przede wszystkim jednak przeżywa widzenie i przeżywa świat.
Bardzo charakterystyczne jest obrazowanie, jakim posługuje się Bruno Schulz w „Sklepach cynamonowych”. Opisywaną rzeczywistość Schulz traktuje jako przestrzeń gry. Tutaj nie liczy się materialny, realistyczny kształt świata. Tutaj nieustannie się zagląda pod jego „podszewkę”, szuka ukrytych sensów, odbicia emocji, idei. O tym zresztą opowiada wprost część „Traktatu o manekinach”. To wszystko sprawia, że obrazy, którymi posługuje się narrator, są bardzo wielowymiarowe. Schulz używa tu poetyki marzenia sennego, gdzie ludzie i przedmioty ulegają nieustannym przemianom (np. ojciec zmienia się w biblijnego proroka, by później stać się ptakiem, rzeczywisty koń zmienia się w zabawkę, ciotka tak maleje, że aż znika). Tutaj jawa miesza się z wyobraźnią, fantastyką, poetyckim snem.
Bardzo ważnym tematem w opowiadaniach „Sklepy cynamonowe” jest obraz Domu i Kosmosu. To ważna dla Schulza opozycja. Dom to wszystko, co opiekuńcze, chroniące przed rzeczywistością zewnętrzną, czyli Kosmosem, który jest obcy i niebezpieczny. Dom to bezpieczna przestrzeń, hierarchia elementów, która tworzy przestrzeń mityczną. Drohobycz poddawany jest w prozie Schulza nieustannej mityzacji. Stanowi przeciwwagę chaotycznych żywiołów, które niosą w sobie przerażający bezmiar. Dom to mityczny azyl, który ma czasami zdolność metaforycznego stapiania się z ciałami swoich domowników, imitowania struktury ich psychiki. Dom jednak często jest zagrożony nieładem i zaczyna przypominać na nowo labirynty bez centrum.
Ważną postacią jest w tych opowiadaniach ojciec. Jest to figura dla Schulza niezwykle istotna, ponieważ związana została z dyskusją o człowieczeństwie i twórczości („Traktat o manekinach”). Schulz wyraźnie przeciwstawia się życiu, które pozbawione jest istoty, wartości, wnętrza (jak u manekinów; „Pan Karol”). Istotą twórczości jest tworzenie nowych kształtów, dokonywanie metamorfoz rzeczywistości. Twórczość stanowi o istocie człowieczeństwa, jest obroną przed nijakością i egzystencją lalki. Dlatego też wykład ojca jest dla Józia tak ważny, dlatego też tak bardzo kibicuje on różnym ekstrawaganckim pomysłom ojca („Ptaki”), fascynuje go także wszystko, co witalne („Nawiedzenie”), sam stara się także aktywnie eksplorować świat („Sklepy cynamonowe”).
Mityzacja rzeczywistości. Mit jest dla Schulza pewną historią, której początki gubią się jednak we mgle dziejów. Wysiłek związany z szukaniem jej źródeł jest skazany na porażkę, bo zadanie to ciągnie się w nieskończoność. Mit u Schulza może się ujawniać w różnych czasach i kulturach. Cały czas jednak zachowuje swoją tożsamość, przyjmując jednak „maski”. Istota mitu ukryta jest w kostiumach, które Schulz rozpoznaje na przykład w:
- ryzykownych eksperymentach naukowych – „Ptaki”, „Traktat o manekinach”,
- ojcu widzianym jako „prorok Starego Testamentu” – „Nawiedzenie”,
- włóczędze jako greckim bożku – „Pan”.
Mitologizacja ujawnia się także w samym języku narracji, przesiąkniętym aluzjami do biblijnego stylu (np. „Noc wielkiego sezonu”). Warto jednak pamiętać, że Schulz w „Sklepach cynamonowych” nie tylko wykorzystuje dawne mity, ale również tworzy własne, nowe – na ich podobieństwo.
Metafizyka zawarta w języku. Sposób prowadzenia narracji Schulz wykorzystuje także do tego, aby wskazać na niejednorodność świata. Tutaj ironia przeplata się z entuzjazmem, rozczarowania przecinają wielkie namiętności, szczyty twórczości rozbijają się o małe, codziennego gesty. Istota rzeczywistości nie jest uchwytna. Sensu świata nie da się opisać. Jednocześnie każdy z tych małych fragmentów rzeczywistości składa się na coś uniwersalnego.
To wszystko sprawia, że czas historyczny czas u Schulza ma niewielkie na dobrą sprawę znaczenie. Tutaj wszystko dzieje się w rzeczywistości jakby wyłączonej ze zwykłego przebiegu chronologii. Czas historyczny okazuje się zupełnie nieistotny dla opisywanej przez narratora rzeczywistości. Tutaj rządzą zasady ze snu i marzenia, a same wydarzenia zanurzone są w mitycznym czasie.
Bruno Schulz urodził się 12 lipca 1892 roku w Drohobyczu. Był najmłodszym dzieckiem kupca Jakuba Schulza i Henrietty z Kuhnmärkerów. Wychował się w spolonizowanej rodzinie galicyjskich Żydów. W 1902 roku rozpoczął edukację w gimnazjum im. Cesarza Franciszka Józefa. Szybko ujawnił talent w rysunku, natomiast społecznie był raczej odludkiem, co znajdowało wyraz także w jego plastycznej twórczości. W 1910 roku Bruno zdał z wyróżnieniem maturę i rozpoczął studia architektoniczne na Politechnice Lwowskiej. Szybko jednak został zmuszony do przerwania studiów z powodu chorób płuc i serca. Zbiegło się to także z wybuchem I wojny światowej. W 1915 roku umiera ojciec Schulza, co pisarz bardzo przeżywa. Następne lata wypełnia proces samokształcenia się. Schulz zaczyna także tworzyć prace malarskie, grafiki. Już na początku lat 20. XX wieku rozpoczyna cykl grafik pt. „Xięga Bałwochwalcza” wykonanych metodą cliche-verre o erotyczno-masochistycznej tematyce. W latach 1924/1925 zaczął pracę m.in. jako nauczyciel rysunku w gimnazjum państwowym im. Króla Władysława Jagiełły. Podjął także pracę w prywatnym gimnazjum i szkole powszechnej. Spadł na niego bowiem obowiązek utrzymania matki, siostry i siostrzeńców, co wymuszało większą aktywność zawodową. W okresie 1925-1927 Bruno Schulz intensywnie korespondował z Władysławem Riffem, chorym na gruźlicę studentem polonistyki. W tej korespondencji pojawiły się pierwsze literackie próby autora „Sklepów cynamonowych”. Niestety po śmierci Riffa wszystkie papiery zostały spalone. Schulz podróżował do Zakopanego. Poznał tam Stanisława Ignacego Witkiewicza. To w jego domu spotkał w 1930 roku Deborę Vogel, która miała ogromny wpływ na jego karierę. W korespondencji z nią pojawiły się zapowiedzi opowiadań ze „Sklepów cynamonowych”. Vogel walczyła o wydanie „Sklepów cynamonowych”, docierając z pomocą rzeźbiarki Magdaleny Gross do Zofii Nałkowskiej, której zachwyt nad twórczością Schulza otworzył drogę do publikacji „Sklepów cynamonowych” w 1933 roku. Wydanie tomu opowiadań otworzyło Schulzowi drogę do warszawskiego środowiska literacko-artystycznego. Często przyjeżdżał do Warszawy, tutaj poznał między innymi Witolda Gombrowicza, Tadeusza Brezę, na nowo nawiązał kontakt z Witkacym. W 1936 roku otrzymał tytuł profesora, a także półroczny płatny urlop na pracę twórczą. Wtedy to powstały słynne opowiadania jak na przykład „Wiosna”. Schulz zaczął też pisać szkice i recenzje do „Wiadomości Literackich”, „Skamandra”, „Pionu”. W 1933 roku, dwa lata po śmierci matki, Schulz poznał Józefę Szelińską, swoją przyszłą narzeczoną, z którą spędził wakacje w Zakopanem w 1935 roku, razem z Wittlinem i Witkacym. Ostatecznie jednak para rozeszła się w 1937 roku, a do małżeństwa nie doszło.
W 1936 roku na łamach „Studia” zaczął wymieniać listy z Gombrowiczem, w których obaj autorzy odsłaniali swoją osobowość, co było szeroko komentowanym wydarzeniem. W 1938 roku wyjechał do Paryża, ale się tam nie odnalazł. W tym okresie pracował także nad powieścią „Mesjasz”, która jednak nigdy nie została odnaleziona. Najprawdopodobniej rękopis wpadł w ręce gestapo. Kiedy w 1939 roku Armia Czerwona wkroczyła na teren Galicji, Schulz nadal pracował jako nauczyciel. Niestety jednak latem 1941 roku do Drohobycza wkroczyli Niemcy. Schulz został przeniesiony do getta. Próbowano zorganizować mu ucieczkę. Niestety w przeddzień planowanej ucieczki, 19 listopada 1942 w trakcie akcji pogromu Żydów z zastrzelił go Karl Günther. Do tej pory nie udało się ustalić, gdzie naprawdę pochowano Brunona Schulza.
„Sklepy cynamonowe” Brunona Schulza to cykl, który nosi ten sam tytuł, co jedno z opowiadań. To ono jest kluczowe dla zrozumienia znaczenia całości zbioru. Tytułowe sklepy cynamonowe to wyobrażona przestrzeń, która pozwala wejść w świat zupełnie inny od otaczającej bohatera codzienności. W „Sklepach cynamonowych” Brunona Schulza nieustannie dochodzi do starcia rzeczywistości wyobrażonej, mitycznej, przepełnionej fantazją i brutalnej codzienności, automatyzmu i monotonii. Dotyczy to zarówno przygód głównego bohatera, jak i walki, którą toczy jego ojciec – Jakub. Sklepy cynamonowe są ważne przede wszystkim dla wspominającego wszystko bohatera, który wraca do swojego dzieciństwa. Stanowią symbol tej „innego” świata wyobraźni, snu, w którym chce się on zanurzyć, aby uciec od szarej, małomiasteczkowej codzienności. Niestety kolejne opowiadania pokazują, że zarówno jemu, jak i jego ojcu, który podejmuje ogromny wysiłek, aby przedstawić i urzeczywistnić swoją wizję twórczości, wejść na stałe do tego wyjątkowego kosmosu się nie udaje. Kosmos ten to przestrzeń stałej tęsknoty, marzenie, do którego przedmiot dąży. Jednocześnie sklepy cynamonowe to symboliczny labirynt, przestrzeń artystyczna, literacka, którą tworzą wszystkie opowiadania składające się na cały tom. To mozaika, która mieni się bardzo różnymi kolorami.
Dlaczego Sklepy cynamonowe to proza poetycka?
Sklepy cynamonowe Brunona Schulza są typowym przykładem prozy poetyckiej, która pełna jest symboliki i metafor, a jej stylistyka bliska jest utworom poetyckim, poprzez użycie figur poetyckich oraz nadanie prozie wyraźnego rytmu. Znajdziemy tu zatem także miejsce na refleksję i liryczne opisy, choć fabuła nie będzie szczególnie rozbudowana.
W tym rozumieniu nie sposób ująć Sklepom cynamonowym poetyckości, metaforyczności i nawiązań symbolicznych. Utwór daleki jest od klasycznego opowiadania. Fabuła rozmywa się, czas jest płynny, a narrator staje się raz dorosłym, raz dzieckiem. Całość wydaje się raczej marzeniem sennym, przez co dzieło należy zaliczyć także do literatury onirycznej, w której sen odgrywa istotną rolę w budowaniu narracji.
U Schulza właśnie sen jest tym narzędziem, które pozwala na deformowanie rzeczywistości i jeszcze lepsze granie figurami metaforycznymi. Na drugi plan schodzi czas akcji, ponieważ bardziej istotne od konkretnej daty są opisy danej pory dnia czy roku. Prawdziwe miejsca także zyskują nową odsłonę, zdeformowane jakby występowały w marzeniu sennym:
„Śnieg skurczył się w baranki białe, w niewinne i słodkie runo, które pachniało fiołkami. W takie same baranki rozpuściło się niebo, w którym księżyc dwoił się i troił, demonstrując w tym zwielokrotnieniu wszystkie swoje fazy i pozycje”.
Jakie symbole występują w Sklepach cynamonowych?
Symbolika Sklepów cynamonowych jest dość bogata, jak przystało na prozę poetycką, którą Schulz zgrabnie wykorzystał w swoim utworze.
Już same sklepy cynamonowe stają się pierwszym symbolem. Obserwując senną wędrówkę bohatera, można rozpoznać w niej metaforę próby znalezienia sensu życia i odczytania dziecięcych przeżyć, jako kształtowania dorosłego człowieka. Sklep staje się zatem utożsamieniem sensu ludzkiej egzystencji, ale też niedoścignionych pragnień i próby zerwania z ograniczeniami, jakie stawia szare życie przed człowiekiem. Egzotyczne produkty, które znajdują się w sklepie, są odzwierciedleniem różnorodności rzeczywistości i obrazem piękna, a także tajemniczości i magii.
Kolejnym ważnym symbolem, jakiego Schulz użył w swym dziele, są ptaki, utożsamiane z wolnością i możliwością rozwinięcia skrzydeł. To także marzenia, deptane przez bezduszną rzeczywistość. Taką zależność widać wyraźnie w miłości ojca do ptaków i zniszczenia jego hodowli przez Adelę, która wypędza ptaki ze strychu, aby go posprzątać ptasie odchody i tumany pierza. To właśnie zderzenie nierzeczywistych pragnień z codziennością i nudnym pragmatyzmem.
Jednym z najszerzej opisanych symboli Sklepów cynamonowych są manekiny, na których temat traktat wygłasza ojciec w roli Demiurgosa (należy tu dodać, że ojciec staje się tu także swoistym symbolem Demiurga, a zatem stwórcy określonego przez Platona, jako twórcę przyrody, a szerzej – nieboskiej siły czy postaci, tworzącej materię):
„[…] chcemy stworzyć po raz wtóry człowieka, na obraz i podobieństwo manekina”.
Manekin symbolizuje niedoskonałość materii oraz ludzką twórczość pełną wad i usterek. Ojciec przedstawia swój plan niedoskonałego stworzenia:
„Nie zależy nam — mówił on — na tworach o długim oddechu, na istotach na daleką metę. […] Przyznajemy otwarcie: nie będziemy kładli nacisku na trwałość ani solidność wykonania, twory nasze będą jak gdyby prowizoryczne, na jeden raz zrobione. Jeśli będą to ludzie, to damy im na przykład tylko jedną stronę twarzy, jedną rękę, jedną nogę, tę mianowicie, która im będzie w ich roli potrzebna”.
Deformacja rzeczywistości w Sklepach cynamonowych.
Sklepy cynamonowe nie są w żaden sposób oczywiste czy zwyczajne. Pełnię poetyckiego przekazu autor osiąga poprzez deformowanie rzeczywistości. Może to robić w sposób bezkarny, ponieważ wrzuca swojego narratora w konwencję marzenia sennego, które toczy się, a to z punktu widzenia dziecka, a to dorosłego. Dzięki oniryzmowi (literatura oniryczna wykorzystuje sen, jako istotny element kształtowania fabuły), Schulz może dowolnie naginać przestrzeń, wkładając w usta bohaterów metaforyczne i niejednoznaczne wypowiedzi, a przestrzeń wokół nich maluje poetyckością opisu:
„Splątany gąszcz traw, chwastów, zielska i bodiaków buzuje w ogniu popołudnia. Huczy rojowiskiem much popołudniowa drzemka ogrodu. Złote ściernisko krzyczy w słońcu jak ruda szarańcza; w rzęsistym deszczu ognia wrzeszczą świerszcze; strąki nasion eksplodują cicho jak koniki polne”.
Na dodatek wyobraźnia dziecka-narratora, staje się narzędziem niezwykle plastycznym, dzięki któremu zwykłe rzeczy bez trudu zostają przedstawione, zupełnie innymi niż są:
„A ku parkanowi kożuch traw podnosi się wypukłym garbem-pagórem, jak gdyby ogród obrócił się we śnie na drugą stronę i grube jego, chłopskie bary oddychają ciszą ziemi”.
W Sklepach cynamonowych wszystko wydaje się odrealnione, a świat widziany przez narratora staje się niezwykłą wizją. Przedmioty wydają się żyć razem bohaterami opowieści i głośno oddychać, a barwne opisy działają na zmysły czytelnika, że niemal czuje zapachy i słyszy dźwięki:
„W półciemnej sieni ze starymi oleodrukami, pożartymi przez pleśń i oślepłymi od starości, odnajdowaliśmy znany nam zapach. […] Stare, mądre drzwi, których ciemne westchnienia wpuszczały i wypuszczały tych ludzi, milczący świadkowie wchodzenia i wychodzenia matki, córek i synów — otworzyły się bezgłośnie jak odrzwia szafy, i weszliśmy w ich życie”.
Co oznacza tytuł Sklepy cynamonowe?
Geneza tytułu Sklepów cynamonowych nie jest jednorodna i można się tu pokusić o postawienie kilku tez. W dosłownym znaczeniu sklepem cynamonowym był sklep ojca (Jakuba), który dla narratora był nie tylko źródłem utrzymania rodziny i prowadzenia kupieckich interesów, ale przede wszystkim było to miejsce symboliczne.
Sklepy cynamonowe w tym rozumieniu stają się miejscem niezwykłym, wypełnionym wspaniałymi, egzotycznymi towarami z najdalszych zakątków świata. Co za tym idzie, każdy z przedmiotów pobudzał wyobraźnię narratora, kryjąc w sobie jakąś historię i tajemniczość. Oto sklep cynamonowy kuszący obiekt pożądania, zakazany owoc, a może nawet odpowiedź na setki pytań o sens istnienia:
„Te prawdziwie szlachetne handle, w późną noc otwarte, były zawsze przedmiotem moich gorących marzeń.
Słabo oświetlone, ciemne i uroczyste ich wnętrza pachniały głębokim zapachem farb laku, kadzidła, aromatem dalekich krajów i rzadkich materiałów. […] Ale nade wszystko była tam jedna księgarnia, w której raz oglądałem rzadkie i zakazane druki, publikacje tajnych klubów, zdejmując zasłonę z tajemnic dręczących i upojnych”.
Idąc dalej, sklepy cynamonowe stają się odzwierciedleniem niedościgłego marzenia, pragnieniem i swego rodzaju wzorem. Narrator stawia je naprzeciw nowoczesnym, tandetnym tworom:
„Kiedy w starym mieście panował wciąż jeszcze nocny, pokątny handel, pełen solennej ceremonialności, w tej nowej dzielnicy rozwinęły się od razu nowoczesne, trzeźwe formy komercjalizmu. Pseudoamerykanizm, zaszczepiony na starym, zmurszałym gruncie miasta, wystrzelił tu bujną, lecz pustą i bezbarwną wegetacją tandetnej, lichej pretensjonalności”.
Jakie były elementy fantastyczne w Sklepach cynamonowych?
Sklepy cynamonowe pełne są elementów fantastycznych, przede wszystkim ze względu na wykorzystany przez autora motyw snu, charakterystyczny dla literatury onirycznej. Przedstawiając świat widziany przez narratora w formie marzenia sennego, Schulz wypaczał otaczającą rzeczywistość, nadając jej często cechy fantastyczne:
„Tylko pęk piór pawich, stojących w wazie na komodzie, nie dał się utrzymać w ryzach. Był to element swawolny, niebezpieczny, o nieuchwytnej rewolucyjności, jak rozhukana klasa gimnazjalistek, pełna dewocji w oczach, a rozpustnej swawoli poza oczyma. Świdrowały te oczy dzień cały i wierciły dziury w ścianach, mrugały, tłoczyły się, trzepocąc rzęsami, z palcem przy ustach, jedne przez drugie, pełne chichotu i psoty”.
Oderwanym od rzeczywistości i ewidentnie fantastycznym zdarzeniem jest przemiana ojca w wypchanego trocinami kondora, o czym narrator usiłuje rozmawiać z matką:
„Ojca już wówczas nie było. […] Z całego ptasiego gospodarstwa pozostał nam jedyny egzemplarz, wypchany kondor, stojący na półce w salonie. […]
— Chciałem cię już od dawna zapytać: prawda, że to jest on? — I chociaż nie wskazałem nawet spojrzeniem na kondora, matka odgadła od razu, zmieszała się bardzo i spuściła oczy”.
Aby tego było mało, ojciec zamienia się także w karakona:
„Podobieństwo do karakona występowało z dniem każdym wyraźniej — mój ojciec zamieniał się w karakona. Zaczęliśmy się przyzwyczajać do tego. Widywaliśmy go coraz rzadziej, całymi tygodniami znikał gdzieś na swych karakonich drogach — przestaliśmy go odróżniać, zlał się w zupełności z tym czarnym niesamowitym plemieniem”.
Wędrówka w Sklepach cynamonowych.
Sklepy cynamonowe to wędrówka senna narratora, który wraca do czasów dzieciństwa i młodości. Tytułowe sklepy, to także upragniony cel drogi, którą przemierza w poszukiwaniu nie tylko egzotycznych towarów i zapachów czy tajemnych ksiąg. Bohater poprzez swoją niezwykłą podróż usiłuje odnaleźć odpowiedź o cel ludzkiej egzystencji.
Wykład o manekinach, jaki udziela ojciec narratora, wyjaśnia, że wszystko wokół jest niedoskonałe i pełne wad, popełnionych już na etapie stworzenia. Wypaczony świat wydaje się plątaniną wizji i marzeń, wyobrażeniem świata, a nie jego faktycznym stanem.
Czas i przestrzeń są w Sklepach cynamonowych całkowicie nieuporządkowane i nieoczywiste, jednakże odnaleźć tu można wędrówkę po ulicach miasteczka, podobnego do rodzinnego miasta Schulza – Drohobycza. Narrator prowadzi jednak czytelnika krętymi ścieżkami, jakby szedł przez labirynt krajobrazów, miejsc, osób i zdarzeń, które także wymykają się rzeczywistości:
„[…] chwilami, wędrując po tej części miasta, miało się w istocie wrażenie, że wertuje się w jakimś prospekcie, w nudnych rubrykach komercjalnych ogłoszeń, wśród których zagnieździły się pasożytniczo podejrzane anonse, drażliwe notatki, wątpliwe ilustracje; i wędrówki te były równie jałowe i bez rezultatu jak ekscytacje fantazji, pędzonej przez szpalty i kolumny pornograficznych druków”.
Wędrówka w Sklepach cynamonowych ma wymiar metafizyczny. Tylko pozornie światem przedstawionym rządzi chaos. W rzeczywistości narrator wędruje przez swoje życie, szukając jego sensu.
Czym była ulica Krokodyli w Sklepach cynamonowych?
Ulica Krokodyli była w Sklepach cynamonowych kwintesencją nowomodnego zepsucia i tandety:
„Ulica Krokodyli była koncesją naszego miasta na rzecz nowoczesności i zepsucia wielkomiejskiego. Widocznie nie stać nas było na nic innego jak na papierową imitację, jak na fotomontaż złożony z wycinków zleżałych, zeszłorocznych gazet”.
Narrator porównuje nowe sklepy z wyjątkowymi sklepami cynamonowymi, pełnymi wiedzy o świecie. To w nich szuka prawdy o życiu, nie dostrzegając nic pożytecznego w kupieckiej nowoczesności. Brak tu towarów kryjących w sobie tajemnicze historie czy zakazanych książek i dokumentów, z których chciałoby się czerpać kolejne nauki o dalekich krainach. Co więcej, nie tylko nowoczesne sklepy budzą wstręt narratora. Cała dzielnica wydaje się wręcz odrażająca:
„Widziało się tam tanie, marnie budowane kamienice o karykaturalnych fasadach, oblepione monstrualnymi sztukateriami z popękanego gipsu. Stare, krzywe domki podmiejskie otrzymały szybko sklecone portale, które dopiero bliższe przyjrzenie demaskowało jako nędzne imitacje wielkomiejskich urządzeń”.
Schulz opowiada, że starzy mieszkańcy miasta nie odwiedzali ulicy Krokodyli, wiedząc, że mieszkają tu degeneraci i szumowiny. To świat niemoralny i ulotny.
Groteska w Sklepach cynamonowych.
Sklepy cynamonowe noszą znamiona groteski, widoczne w deformacji rzeczywistości, wypaczaniu jej i ciągłym zniekształcaniu. Niemal wszystko jest tu groteską, często przerysowane i karykaturalne. Na próżno szukać tu rzeczywistych miejsc i czasu, o czym świadczy akcja umieszczona w trzynastym miesiącu:
„Każdy wie, że w szeregu zwykłych, normalnych lat rodzi niekiedy zdziwaczały czas ze swego łona lata inne, lata osobliwe, lata wyrodne, którym — jak szósty, mały palec u ręki — wyrasta kędyś trzynasty, fałszywy miesiąc”.
Miejsca wprawdzie korespondują z tymi, które Schulz znał z autopsji (narrator przechadza się po uliczkach miasteczka, niezwykle podobnego do Drohobycza, z którego pochodził autor), ale mimo wszystko poszukiwanie sklepów cynamonowych prowadzi przez uliczki pełne nieoczywistości.
Groteskowość Sklepów cynamonowych przejawia się także w łączeniu elementów komicznych i tragicznych, jak w przypadku przemiany ojca w karakona, kiedy sytuacja dramatycznej walki Jakuba z insektami kończy się jego przemianą w robaka, którego nie sposób rozróżnić spośród pozostałych insektów:
„Kto mógł powiedzieć, czy żył gdzieś jeszcze w jakiejś szparze podłogi, czy przebiegał nocami pokoje, zaplątany w afery karakonie, czy też był może między tymi martwymi owadami, które Adela co rana znajdowała brzuchem do góry leżące i najeżone nogami i które ze wstrętem brała na śmietniczkę i wyrzucała?”.
Motyw labiryntu w Sklepach cynamonowych.
Wędrówka narratora po ulicach miasta w poszukiwaniu sklepów cynamonowych przypomina niekiedy błądzenie we mgle. Autor porównuje uliczki do labiryntu, w którym nie wiadomo, które drogi wybrać. Kamienice wydają się do siebie tak bardzo podobne, że z trudem można rozpoznać własny dom. Co więcej, kluczenie po miejskich chodnikach potęgowane jest licznymi zniekształceniami rzeczywistości, która wydaje się jeszcze bardziej pomieszana, szczególnie w nocy.
Motyw labiryntu pojawia się także podczas kluczenia w korytarzach kamienicy, w której znajduje się bohater:
„Daje to powód do ciągłych omyłek. Gdyż wszedłszy raz w niewłaściwą sień i na niewłaściwe schody, dostawało się zazwyczaj w labirynt obcych mieszkań, ganków, niespodzianych wyjść na obce podwórza i zapominało się o początkowym celu wyprawy, ażeby po wielu dniach, wracając z manowców dziwnych i splątanych przygód, o jakimś szarym świcie przypomnieć sobie wśród wyrzutów sumienia dom rodzinny”.
Labirynt przewija się wielokrotnie na kartach Sklepów cynamonowych, odnosząc się także do plątaniny myśli, jaka towarzyszyła ojcu, który bliski był już szaleństwa:
„Od dni, od tygodni, gdy zdawał się być pogrążonym w zawiłych konto-korrentach — myśl jego zapuszczała się tajnie w labirynty własnych wnętrzności”.
Jaki jest język narracji w Sklepach cynamonowych?
Narracja Sklepów cynamonowych prowadzona jest pierwszej osobie, niemniej jednak zarówno osoba narratora bywa zmienna, jak i rodzaj narracji ulega zróżnicowaniu. Józio ogląda świat oczami dziecka, po czym staje się znów dorosłym Józefem. Konwencja snu z kolei skutecznie zniekształca rzeczywistość.
Sama narracja początkowo nosi cechy fabularno-opisowej, jednak z czasem przypomina raczej narrację traktatową lub eseistyczną, po czym wraca znów do form opisowych, opisowo-eseistycznej i wreszcie ponownie – fabularno-opisowej.
Traktatowość narracji widać najlepiej w opowiadaniu Traktat o manekinach, w którym Jakub wykłada dziewczętom swoje teorie. Jego wypowiedzi poprzecinane są z kolei eseistycznymi konkluzjami narratora, który opowiada o tym, co działo się wokół przemowy oraz ocenia i podsumowuje słowa ojca:
„— Nie o tych nieporozumieniach ucieleśnionych, nie o tych smutnych parodiach, moje panie, owocach prostackiej i wulgarnej powściągliwości — chciałem mówić, zapowiadając mą rzecz o manekinach. Miałem na myśli coś innego.
Tu ojciec zaczął budować przed naszymi oczyma obraz tej wymarzonej przez niego generatio aequivoca, jakiegoś pokolenia istot na wpół tylko ograniczonych, jakiejś pseudowegetacji i pseudofauny, rezultatów fantastycznej fermentacji materii”.
Opisowość widać z kolei choćby w opowiadaniu Niemrod:
„Cały sierpień owego roku przebawiłem się z małym, kapitalnym pieskiem, który pewnego dnia znalazł się na podłodze naszej kuchni, niedołężny i piszczący, pachnący jeszcze mlekiem i niemowlęctwem, z nie uformowanym, okrągławym, drżącym łebkiem, z łapkami jak u kreta rozkraczonymi na boki i z najdelikatniejszą, mięciutką sierścią”.
Mityzacja i oniryzm w Sklepach cynamonowych.
Oniryzm – a zatem wykorzystanie snu do budowania i zniekształcania fabuły, jest jednym z najbardziej widocznych i istotnych zabiegów literackich, jakie Schulz wykorzystał w Sklepach cynamonowych.
Konwencja marzenia sennego pozwoliła autorowi na niemal dowolne wypaczenia i modyfikacje świata przedstawionego, a także budowanie fabuły pełniej fantastycznych zdarzeń. Bohater obserwuje otaczający go świat zarówno z pozycji dziecka, jak i dorosłego. Motyw snu pozwolił także Schuzlowi na zgrabne wprowadzenie szeregu porównań, przejaskrawień, a także mityzacji postaci i zdarzeń.
Mityzacja pojawia się w osobie ojca – Jakuba, który rozdwojony wewnętrznie szuka Tajemnicy Bytu. Nasuwa się tu także skojarzenie tej postaci z biblijnym Jakubem z Księgi Rodzaju. Ojciec pomimo porównań do Demiurga i planu stworzenia niedoskonałego człowieka decyduje się, aby nie konkurować ze stwórcą. Znajdziemy tu również porównania niektórych postaci do postaci religijnych, np.:
„Adela wracała w świetliste poranki, jak Pomona z ognia dnia rozżagwionego, wysypując z koszyka barwną urodę słońca — lśniące, pełne wody pod przejrzystą skórką czereśnie, tajemnicze, czarne wiśnie, których woń przekraczała to, co ziszczało się w smaku […]”.
Mówiąc o mityzacji rzeczywistości u Schulza, należy także zauważyć liczne nawiązania do barokowego rozumienia piękna, rozbuchanego, błyszczącego i przejawiającego się w obfitej kobiecości niektórych bohaterek. Mityzacja pomogła autorowi także w tworzeniu świata pełnego magii i tajemniczości.
Opis miasta w Sklepach cynamonowych.
Miasto w Sklepach cynamonowych jest miejscem wędrówki głównego bohatera. Nie jest to jednak zwyczajne miasto. Opisy rozpływają się i zniekształcają niczym marzenie senne. W tej właśnie onirycznej konwencji toczy się wędrówka po uliczkach przypominających labirynt, pełnej niejasności i nieoczywistości:
„Stare domy, polerowane wiatrami wielu dni, zabarwiały się refleksami wielkiej atmosfery, echami, wspomnieniami barw, rozproszonymi w głębi kolorowej pogody”.
Wędrówka bohatera przez miasto pokazuje piękno i tajemniczość sklepów cynamonowych, świata wiedzy, tajemniczości, ale też pochwała starych wartości. Przeciwstawia im ulicę Krokodyli, gdzie z kolei króluje zagraniczna tandeta i kicz.
Miasto opisywane przez Schulza nie ma nazwy, jednakże nosi cechy miejscowości, z której pochodził autor, czyli Drohobycza. Autor przyznał zresztą, że w Sklepach cynamonowych wykorzystał wątki autobiograficzne.
Jaka była relacja ojca z synem w Sklepach cynamonowych?
Sklepy cynamonowe są synonimem poszukiwania wiedzy, prawdy i sensu życia, a wędrówka, podczas której bohater przemierza ulice miasta, jest próbą zrozumienia otaczającego go świata. Wbrew pozorom, zdeformowana przestrzeń nie jest tylko senną wizją. Również ojciec Józefa – Jakub, poszukuje Tajemnicy Bytu. Początkowo występuje w roli Demiurga – antycznego stwórcy, jednakże z czasem przechodzi liczne przemiany, także dosłowne. Zaangażowanie w hodowlę ptaków prowadzi go z czasem do szaleństwa. Zamienia się w końcu w karakona lub kondora.
Ojciec jest kupcem, którego wewnętrzne dylematy i pęd do wiedzy, toczą się w jego głowie:
„Przykucnięty pod wielkimi poduszkami, dziko nastroszony kępami siwych włosów, rozmawiał z sobą półgłosem, pogrążony cały w jakieś zawiłe wewnętrzne afery”.
Józef i Jakub dążą do poznania, tęsknią za sklepami starego typu, z których czerpali wiedzę o świecie. Główny bohater martwi się o losy ojca, jego przemiany i szaleństwo.